Józef W. (44 l.), eksmistrz Europy kick-boxingu z Koszalina (woj. zachodniopomorskie), dostał piany, kiedy obudzili go dostawcy ze sklepu obok, i zachował się jak warchoł. Załatwił to tak, jak potrafił. Pobiegł na zaplecze i zaczął lać, kogo popadło.
Można powiedzieć, że pracownicy koszalińskiej galerii "Kosmos" mieli pecha, że po sąsiedzku mieszka Józef W., który w całej Europie słynie z potężnego ciosu. Nie tylko na ringu, ale i w popularnym programie "Big Brother" pokazał wszystkim, jaki z niego kozak.
Ostatnio jego dość płytkie pokłady cierpliwości całkiem wyczerpali pracownicy "Kosmosu", kiedy o 6 rano, robiąc raban na całą okolicę, rozpakowywali towar na sklepowym zapleczu. Wyrwany ze snu mistrz od razu tam ruszył. Chłodne, poranne powietrze nie zdały ostudzić jego wściekłości.
Niczym wściekły byk wparował na zaplecze i rzucił się na pracowników sklepu. Krótko, aczkolwiek gwałtownie, wrzeszczał na sklepowych ochroniarzy. A gdy dość szybko wyczerpały mu się argumenty słowne, rzucił się na nich z pięściami. - Sięgnąłem po telefon, żeby zadzwonić na policję, a to go jeszcze bardziej rozjuszyło. Uderzył mnie pięścią w twarz i poleciałem ze cztery metry. Zanim się pozbierałem, ten warchoł zaczął okładać dostawcę kijem od szczotki - opowiada Ryszard Chrystofiak (56 l.), ochroniarz sklepu.
Całe gwałtowne starcie zarejestrowała kamera bezpieczeństwa. Nagranie jest już na policji, która prowadzi w tej sprawie postępowanie. Józef W. może wkrótce usłyszeć zarzuty. Na razie tłumaczy, że wszczął całą awanturę w imieniu swoich dzieci. - Miałem już dość tego, że moje dzieci budzą się z płaczem i niewyspane. Musiałem wziąć sprawy w swoje ręce. Teraz chyba do nich dotarło, że tak dalej być nie może - dodał z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.