Państwo Kołodziejscy hodują pszczoły od ponad 30 lat. To nie tylko miłość ich życia, ale także główne źródło utrzymania, odkąd pan Józef przeszedł na rentę. - Jestem z zawodu stolarzem, własnoręcznie robiłem te ule - opowiada. - Pszczoły traktowałem jak członków rodziny. Opiekowałem się, dokarmiałem zimą. Kąsały mnie czasem, ale ich nie dymiłem, żeby nie stresować. Teraz wszystko przepadło. Nie wiem, co mam robić - załamuje ręce.
Jego żona Irena (77 l.) też jest wstrząśnięta kradzieżą. Często pomagała mężowi przy pszczołach i wie, jak wiele one dla niego znaczyły. - Mąż jest chory na serce. Boję się, że coś mu się stanie. Kompletnie się załamał - mówi pani Irena.
O kradzieży Kołodziejscy zawiadomili policję z Nidzicy. Wartość uli wycenili na około 35 tysięcy złotych. - Ale tak naprawdę strata jest niewyobrażalna, bo dzisiaj pszczoły są bezcenne. Wiele pasiek zdziesiątkowały choroby - mówią Kołodziejscy. - Policja nas pociesza, że jest na tropie sprawców, ale pszczoła do pszczoły podobna. Jeśli to zrobił jakiś hodowca, trudno będzie mu coś udowodnić.
Zobacz także: W kolekcji klocków dla dzieci żołnierzyk... NKWD!