Dochodziła godzina 11.30. To właśnie wtedy do środka sklepu nagle wbiegło czterech zamaskowanych napastników.
- Mężczyźni byli wyposażeni w przedmioty przypominające broń, którymi zastraszyli personel. Szklane lady, w których znajdowało się złoto, rozbijali młotkiem - opowiada mł. inspektor Maciej Karczyński (40 l.), rzecznik Komendy Stołecznej Policji. - W czasie napadu doszło również do strzelaniny. Prawdopodobnie padły cztery strzały - dodaje.
Najprawdopodobniej bandyci strzelali do jednego z pracowników, który próbował ich gonić. W tym czasie w środku było ich dwóch. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Po zabraniu biżuterii przestępcy wybiegli na podwórko z drugiej strony zakładu i odjechali z piskiem opon. Po drodze pogubili jednak część skradzionych kosztowności. Właściciel jeszcze nie oszacował strat.
Spalili auto którym przyjechali
- Na miejscu pojawili się funkcjonariusze, którzy zabezpieczyli ślady. Chodnik wokół zakładu został ogrodzony policyjną taśmą. Zabezpieczono również nagrania z monitoringu wewnętrznego i zewnętrznego - mówi Karczyński.
Kilka przecznic dalej przy ul. Bluszczańskiej funkcjonariusze znaleźli samochód, którym prawdopodobnie podróżowali przestępcy. Auto stało w płomieniach. Policjanci zorganizowali obławę na bandytów. Przesłuchują świadków i sprawdzają ślady. Apelują też do wszystkich, którzy widzieli napad o zgłaszanie się na komendę.