Dochodzi godz. 21.30. Pod salonem przy ul. Połczyńskiej pojawia się Bartłomiej M. Mężczyzna najpierw napada na kierowcę lawety i przystawia mu nóż do gardła. - Oddawaj porsche, bo cię potnę - wygraża do siedzącego za kółkiem Krzysztofa U. Kiedy jednak przerażony kierowca tłumaczy mu, że wcale nie holuje sportowego wozu, tylko zwykłą toyotę, rozwścieczony nożownik zadaje mu 2 ciosy w udo i ucieka.
Kilka minut później z zakrwawionym nożem w ręku wpada na parking serwisu porsche położonego na terenie salonu. Tam dźga w klatkę piersiową pracownika Rafała S. (24 l.), a chwilę potem porywa stojące porsche z kluczykami w stacyjce. Uciekiniera zauważają policjanci i ruszają za nim w pościg. Jednak Bartłomiej M. nie daje za wygraną. Pędzi z zawrotną prędkością i nie reaguje na wezwania stróżów prawa, aby się zatrzymał.
Patrz też: Porsche i Lamborghini współnie zrobią SUV-a i limuzynę GT
Ucieczkę kończy dopiero w miejscowości Piorunów. Traci panowanie nad kierownicą, uderza w słup i ląduje w rowie. Bartłomiej M. ma jednak nieprawdopodobne szczęście! Do kabiny wbija się słup i dosłownie o kilka centymetrów omija głowę złodzieja, który noc spędza w szpitalu. Podobnie jak raniony przez niego pracownik salonu.
- Mężczyzna próbował jeszcze uciekać pieszo, jednak został natychmiast zatrzymany przez policjantów - mówi komisarz Robert Szumiata (39 l.) ze stołecznej policji. Dziś miłośnikiem sportowych wozów zajmie się prokurator.