W piątek późnym wieczorem Krzysztof M. razem z kolegą przyjechał do swojego mieszkania w bloku przy ulicy Turmonckiej 8 w Warszawie. Przed drzwiami znalazł paczkę. Zaintrygowany podniósł pakunek. Wtedy doszło do eksplozji. Siła wybuchu była potężna. Mężczyznę dosłownie rozerwało na kawałki. Nie miał szans na przeżycie. Jego kolega miał szczęście, doznał tylko lekkich obrażeń głowy i w sobotę został wypisany ze szpitala.
Wstępne oględziny policyjnych pirotechników wykazały, że ładunek wybuchowy był ukryty w termosie umieszczonym w paczce. Śledczy przez cały weekend prowadzili oględziny na klatce schodowej, na której doszło do wybuchu, i wokół budynku. Drugi ładunek - według córki ofiary - miał być ukryty pod autem Krzysztofa M., jednak policja nie potwierdza tej informacji.
Krzysztof M. na Bródnie mieszkał od urodzenia. Lokalnym policjantom był bardzo dobrze znany. - Mężczyzna był wielokrotnie notowany w związku z przestępstwami przeciwko mieniu, groźbami karalnymi - wylicza asp. szt. Mariusz Mrozek, rzecznik Komendy Stołecznej Policji. Pozował na rzutkiego biznesmena, często zmieniał samochody. Jednak sąsiedzi ofiary twierdzą, że M. jakiś czas temu odciął się od szemranego towarzystwa i otworzył na osiedlu dwa kioski.
Śledczy sprawdzają kilka scenariuszy wydarzeń. Wszystkie związane są z kryminalną przeszłością Krzysztofa M. - Weryfikujemy wszystkie hipotezy. Jedną z nich są porachunki na przykład na tle finansowym - precyzuje asp. szt. Mrozek.
Zobacz także: Raport MSWiA szokuje: 115 pokrzywdzonych w handlu ludźmi