To morderstwo wstrząsnęło całą Polską. A warszawscy policjanci długo nie zapomną widoku, jaki zobaczyli w mieszkaniu wynajmowanym przez Jonasza. Cała łazienka dosłownie tonęła we krwi. Potwornie okaleczone ciało kobiety leżało w wannie...
Do tragedii doszło w lutym 2009 roku. Jonasz S. zadzwonił po panią do towarzystwa. Barbara Z. (†41 l.) przyjechała pod blok na warszawskiej Woli ze znajomym taksówkarzem. Poprosiła, by na nią poczekał. To właśnie kierowca wezwał potem policję.
Policjanci, którzy przybyli na miejsce, zastali drzwi zamknięte. Słyszeli jednak, że ktoś jest w środku. Wezwali strażaków, a ci weszli przez okno po drabinie. Zaskoczony student próbował uciec, wpadł jednak wprost w ręce policji.
Jonasz S. szybko przyznał się do zamordowania kobiety.
Jak ustalił "Super Express", chłopak planował zabójstwo od dawna. Dowiedział się, że przed nim mieszkanie wynajmował mężczyzna notowany przez policję - Kamil. To właśnie jego imieniem przedstawił się Jonasz, umawiając z Barbarą Z. Widocznie na niego chciał zrzucić winę.
Sąd Okręgowy w Warszawie skazał mordercę na dożywocie, z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie nie wcześniej niż po 25 latach. To drugi i surowszy wyrok w tej sprawie. Poprzenio Jonasz S. został skazany na 15 lat.
Uzasadnienie wyroku, podobnie jak cały proces, było utajnione. - To jest najsurowszy wyrok i jedyny sprawiedliwy - nie miał wątpliwości Łukasz, syn zamordowanej Barbary.