Ale personel nie dał mu tej możliwości. Sprawa trafiła do warszawskiego sądu okręgowego. Rozprawa została jednak odroczona bezterminowo ze względu na... chorobę sędziego.
Kiedy pan Józef poprosił o możliwość skorzystania z toalety, pracownicy obu banków odsyłali go od okienka do okienka, aż nie wytrzymał i załatwił potrzeby fizjologiczne w... spodnie. Działo się to w październiku 2009 roku. Pan Józef odwiedził Pekao S. A i PKO B. P w centrum stolicy.
- W bankach chciałem zrobić stałe zlecenia zapłaty. Przy okienkach spędziłem ponad godzinę. W pewnym momencie poprosiłem o wskazanie toalety. Usłyszałem, że... nie ma.
Patrz też: Rząd chce wprowadzić nowy podatek! Podatek bankowy jeszcze w 2011 roku
Mężczyzna poszedł do drugiej placówki. Tam pracownicy tłumaczyli, że toaletę przerobiono na pomieszczenie gospodarcze i odesłali go na stację metra. Kiedy mężczyzna nie dawał za wygraną, zaprowadzono go do... pustego pomieszczenia. - Byłem zdesperowany i nie wytrzymałem - opowiada.
W brudnym ubraniu poszedł do domu. Wniósł do sądu powództwo cywilne. - Toaleta powinna być dostępna, budynki użyteczności publicznej muszą mieć publiczną ubikację. Dlatego wnosimy o zadośćuczynienie za straty moralne i zniszczone ubranie - mówi Jolanta Strzelecka, pełnomocnik pana Józefa.
Bank nie wie, co wydarzyło się w jego siedzibie?
- Wyjaśniamy, czy sprawa dotyczy naszej placówki, ponieważ w tym budynku znajdują się oddziały wielu banków - mówi Edyta Turkiewicz z PKO BP.