Młodzieńcy ok. godz. 15 weszli na zamarznięte jeziorko. Jak ustaliła policja, najprawdopodobniej się założyli. W pewnym momencie lód się pod nimi załamał. Ratować próbował ich przechodzeń, który podał im kij, ale oni nie byli w stanie go dosięgnąć.
Pomóc próbował też policjant, który zobaczył unoszący się na tafli plecak, i wskoczył za nimi do wody. Niestety, nie mógł ich już znaleźć. Na miejsce przyjechali strażacy i płetwonurkowie. - Pierwszego z mężczyzn udało nam się wydobyć z wody po 20 minutach od zgłoszenia, drugiego pięć minut później. Na miejscu były już karetki pogotowia. Natychmiast wspólnie z lekarzami zaczęliśmy akcję resuscytacyjną - wyjaśnia kpt .Artur Laudy z Warszawskiej Straży Pożarnej.
Płetwonurek jako pierwszego wydobył z wody Damiana P. Michał J. przebywał pod lodem ponad 25 minut. Już wtedy obaj nie dawali oznak życia.
Nastolatkowie trafili do stołecznych szpitali, gdzie lekarze jeszcze przez kilka godzin walczyli o utrzymanie ich przy życiu. - Jest taka zasada, że nie możemy stwierdzić zgonu, dopóki nie przywrócimy normalnej temperatury ciała. Zimna woda spowalnia metabolizm i wprowadza w tak zwany stan hipotermii - tłumaczy kpt. Artur Laudy. Niestety, okazało się, że było już za późno. Pierwszy zmarł Michał. Wczoraj w nocy odszedł Damian.