Henryk T. i Marta B. znali się od dawna. Przez lata mieszkali naprzeciwko siebie przy ul. Kawęczyńskiej na Szmulkach. - Marta miała wcześniej porządnego faceta, ale ciągnęło ją do "chłopców z miasta". Kilka miesięcy temu zostawiła tamtego i zaczęła się spotykać z Henrykiem T. Ale oni ciągle się kłócili, rozstawali i wracali do siebie - opowiada sąsiadka i przyjaciółka dziewczyny.
Ostatecznie Marta postanowiła uwolnić się od Henryka T. i zerwała z nim kontakt. Odrzucony mężczyzna zgotował swojej byłej straszliwą zemstę. Zaczaił się na nią pod domem. Kiedy Marta wyszła, zmusił ją, żeby wsiadła do samochodu. Potem wywiózł do Rembertowa do lasu w okolicach ul. Strażackiej. Tam oblał benzyną i podpalił. Marta próbowała walczyć, ale nie miała szans z Henrykiem T. W czasie szarpaniny on też się poparzył. Zostawił konającą w płomieniach dziewczynę i odjechał. Na szczęście Martę zauważył ochroniarz z pobliskiego magazynu. Wezwał karetkę i policję. 27-latka trafiła do szpitala w potwornym stanie. Przez dwa tygodnie była w śpiączce. - Marta była tak poparzona, że lekarze nie mieli skąd przeszczepiać jej skóry. Udało jej się przeżyć, ale rany zostaną do końca życia - mówi koleżanka Marty B. Okrutny kochanek na początku nie przyznał się do niczego.
- W rozmowie z policjantami powiedział, że podczas przelewania paliwa doszło do wybuchu, w wyniku którego ubranie przebywającej z nim kobiety się zapaliło - wyjaśnia asp. Mariusz Mrozek (40 l.) z KSP. Mężczyzna wiedział, że sprawa wcześniej czy później wyjdzie na jaw więc uciekł. - Policjanci znaleźli bandytę w mieszkaniu rodziny - dodaje Mrozek. Henryk T. odpowie za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi mu do 10 lat za kratami.