- Było po 7 rano. Zawsze chodzę po lesie w okolicy ul. Kołacińskiej na Białołęce. Ale tym razem Lord (13 l.) odbiegł między drzewa i zaczął szczekać. Podszedłem zobaczyć, co znalazł, i ze zgrozą odkryłem, że to ludzka dłoń - opowiada pan Zbigniew. Natychmiast zadzwoniłem na policję - dodaje. Zaraz na miejscu zaroiło się od funkcjonariuszy. Przeszukując las, natknęli się na drugą dłoń w reklamówce. Jak dowiedział się "Super Express", znalezione dłonie leżały wśród drzew około 4 miesięcy i wszystko wskazuje na to, że należały do kobiety.
- Wyglądała, jakby była odcięta ostrym narzędziem, równiutko, z chirurgiczną precyzją - wspomina pan Zbigniew. Możliwe, że kończyny odcięto kobiecie porwanej dla okupu. Jedna z dłoni miała odcięty fragment palca wskazującego. Tak często działają porywacze, którzy wysyłają do rodziny palec jako dowód, że przetrzymują ofiarę. Możliwe, że nikt nie zapłacił okupu, kobieta została zamordowana, a dłonie odcięto i wyrzucono, żeby utrudnić identyfikację zwłok - wyjaśnia anonimowo jeden ze śledczych. Oficjalnie jednak prokuratura jest oszczędna w przekazywaniu informacji. - Wszczęliśmy śledztwo, powołaliśmy biegłego, czekamy na jego ekspertyzę. Dopóki jej nie dostaniemy, nie możemy powiedzieć nic więcej w tej sprawie - ucina Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.