Wczoraj odbyło się posiedzenie aresztanckie i mimo recydywy piroman nie trafił do więzienia, by tam poczekać na proces. Choć grozi mu do 10 lat za kratami, sąd mimo wniosku prokuratora o trzymiesięczny areszt pozwolił niebezpiecznemu podpalaczowi wrócić do domu.
Sąd najwyraźniej nie wziął też pod uwagę tego, że w kwietniu zeszłego roku mężczyzna dopuścił się identycznego przestępstwa. Wtedy w Śródmieściu i Ursusie podpalił 9 aut.
Sąd uznał, że Jacek T. nie będzie przeszkadzał w śledztwie. Musi się jedynie raz w tygodniu stawiać na komendzie. Ojciec piromana to znany warszawski prawnik i członek rady nadzorczej klubu Legia Warszawa.
Pierwszy wybryk podpalacza miał miejsce w kwietniu po meczu, na który nie został wpuszczony przez ochronę, bo był pijany. W zeszły weekend chuligan podpalił samochody siedmiu warszawiakom. Straty sięgają ponad stu tysięcy złotych.