Parę minut po godz. 12 patrol zauważył na skrzyżowaniu al. Krakowskiej i ul. 17 Stycznia granatowego saaba kombi. Policjanci chcieli go zatrzymać do rutynowej kontroli, jednak na widok radiowozu auto przecięło podwójną linię ciągłą i popędziło przed siebie. - Kierowca nie chciał się zatrzymać, nie reagował na sygnały policjantów - opowiada mł insp. Maciej Karczyński ze stołecznej policji.
Informacja o piracie drogowym natychmiast dotarła do innych radiowozów. Mundurowi ustawili blokadę na skrzyżowaniu al. Krakowskiej z ul. Leonidasa. Jednak kierowca rozpędzonego saaba nie zamierzał tanio sprzedać skóry. Staranował dwa radiowozy i uciekał dalej.
Dwaj policjanci zostali lekko ranni, dwaj pozostali nie mogli ścigać go uszkodzonymi autami. Ale poradzili sobie inaczej. Z warsztatu pożyczyli prywatne auto i puścili się w dalszą pogoń. Szaleniec nadal pędził na złamanie karku. Zatrzymał się dopiero na ul. Mineralnej, gdy mundurowi przestrzelili mu opony. Nawet wtedy Filip S. nie zamierzał dać za wygraną. Wysiadł z wozu i chciał uciekać pieszo. Wtedy dopadli go policjanci.
Dlaczego 24-latek zrobił sobie tor wyścigowy ze stołecznych ulic? Tłumaczył, że nie ma prawa jazdy. Jednak jak dowiedział się "Super Express", mężczyzna jest zamieszany w handel narkotykami. Podczas ucieczki wyrzucił przez okno wagę elektroniczną i woreczki z narkotykami. Trafił na komisariat.