Jak podali biegli, szczątki mogą należeć do kobiety około 30-letniej, która zmarła końcem grudnia lub początkiem stycznia - informuje TVN24. Policja skojarzyła ten fakt z zaginięciem na początku stycznia Moniki T. - warszawskiej tancerki pool dance. Jak podaje Rzeczpospolita, policja otrzymała już porównawczą analizę DNA. Wynikać z nich miało, że rzeczywiście szczątki należą do zaginionej 28-letniej tancerki. Jak czytamy w artykule, Monika związana była z towarzystwem "Pigalaka" - miejscem powszechnie znanym z prostytucji znajdującym się na warszawskim Śródmieściu. Jak twierdzi znajoma zaginionej, Monika chciała skończyć z pracą na ulicy. W ostatnich dniach przed zaginięciem czegoś się obawiała. Na razie nie wiadomo co było przyczyną śmierci ofiary. Przeprowadzone zostaną szczegółowe badania, które mogą potrwać nawet do kilkunastu tygodni.
Jak dowiedział się nieoficjalnie Fakt, jedna z najbardziej prawdopodobnych hipotez zakłada, że T. była związana ze środowiskiem tancerek erotycznych. - Dostała propozycję zajęcia się również prostytucją. Nie zgodziła się na to i dlatego musiała umrzeć – mówią nieoficjalnie śledczy dziennikowi. Monika T. ostatni raz widziana była 9 stycznia w okolicach hotelu Mariott. Dziewczyna miała wsiąść do czyjegoś samochodu i odjechać. Od tego momentu słuch o niej zaginął. Kobieta na co dzień uprawiała pole dance, czyli sportowy taniec na rurze. Jej narzeczony, kulturysta Albert Herzyk podejrzewał, że Monika została porwana - czytamy w gazecie.
Sprawdź: Przełom w sprawie zabójstwa Wiktorii z Krapkowic? Jest nowy świadek!