Bożena W. rok temu straciła męża Tadeusza, a teraz syna Mateusza. - Rozmawiałam z nim w sobotę. Wracałam autobusem z Rawy Mazowieckiej, gdzie spoczywa mój mąż. Mieliśmy zobaczyć się wieczorem - wspomina przez łzy pani Bożena. Chłopak po południu spotkał się z kolegami - Marcinem P. (30 l.) i Wojciechem S. (54 l.) - w wynajmowanym przez starszego z nich pokoju przy ul. Waligóry. Wcześniej zakupili 300 chińskich petard. Najprawdopodobniej chcieli z nich coś skonstruować. Gdy przesypywali proch do butelek, jedna z nich nagle eksplodowała. Mateusz W. zginął na miejscu. A jego koledzy z poparzeniami trafili do szpitala. Marcin P. ma uszkodzone oko. Wojciechowi S. lekarze musieli amputować palce dłoni.
Przeczytaj też: Zaplanowała swoją śmierć i OTRUŁA się w dzień Wszystkich Świętych!
Pani Bożena nie może pojąć, dlaczego doszło do wypadku. - To był taki dobry chłopiec. Nigdy nie interesował się petardami, nawet w sylwestra. Nie wiem, co go podkusiło - przyznaje ze łzami w oczach.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail