Tragedia wydarzyła się w nocy w zeszły poniedziałek na boisku przy ul. Puchacza na Ursynowie.
- Tomek poszedł tam z grupą znajomych. Grali w piłkę, a potem siedzieli sobie na skarpie obok boiska, pili piwo i rozmawiali. Cieszyli się, że są wakacje, że mają wolny czas... - opowiada Kamil, brat zabitego studenta.
To co wydarzyło się później, śledczy ustalili z rozbieżnych relacji grupy świadków oraz samych sprawców. Wiadomo, że Tomasz Borkowski w pewnym momencie odszedł od znajomych i zatrzymał się obok dwóch młodych mężczyzn siedzących kilkadziesiąt metrów dalej - Bartosza G. (26 l.) oraz Łukasza B. (26 l.).
>>> Łodygowice: Pijani mężczyźni pobili staruszka, bo zwrócił im uwagę
- Nie wiemy, czy to Tomek chciał od nich papierosa, czy oni od niego. Jeden z kolegów, który był na miejscu, mówił, że nagle usłyszał tylko krzyk i zobaczył, jak Tomek cofa się, a ci dwaj mężczyźni idą na niego- relacjonuje matka zabitego studenta. Znajomi pobiegli pomóc Tomkowi, doszło do szamotaniny - dodaje kobieta.
W pewnym momencie któryś z napastników uderzył Tomasza Borkowskiego w tył głowy drewnianym kijem. Trafił w potylicę i chłopak upadł na ziemię nieprzytomny. Ktoś zadzwonił po policję, chwilę później przyjechała też karetka. Nieprzytomny chłopak trafił do szpitala.
Bartosz G. i Łukasz B. zostali zatrzymani zaraz po zdarzeniu. Obaj byli pijani. Następnego dnia tłumaczyli się, że to oni zostali zaatakowani i musieli się bronić.
- Mężczyźni w prokuraturze usłyszeli już zarzuty pobicia z ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu. Wobec mężczyzn prokurator zastosował trzymiesięczny areszt - wyjaśnia asp. Anna Ciura z Komendy Rejonowej na Mokotowie.
Ciężko rannego studenta nie udało się uratować. Zmarł dwa dni po brutalnym pobiciu.
- Lekarz już po śmierci Tomka powiedział mi, że nie widział jeszcze tak rozległego wylewu krwi - opowiada brat Tomasza Borkowskiego.
Bartoszowi G. i Łukaszowi B. grozi do 10 lat za kratami.