Policjant Marcin R. stał się niemal powiernikiem Katarzyny, kiedy przyznała, że Madzia nie żyje, a historię o jej porwaniu po prostu wymyśliła. Długo nie chciała jednak wskazać miejsca, w którym znajduje się nieżywa córeczka. Zmiękczył ją dopiero przystojny funkcjonariusz.
- Mówiła, że wskaże, gdzie pochowała córkę, pod warunkiem że sama będzie mogła ją wykopać. Potem miała podać mi jej ciało - zeznawał policjant.
Prośby Katarzyny na nic się zdały. Śledczy nie pozwolili jej wykopać dziecka.
>>>Wyrok w sprawie Katarzyny Waśniewskiej może zapaść we wrześniu
Podczas wczorajszej rozprawy przed sądem stawili się także biegli psychiatrzy i psycholodzy. Jednak podczas ich przesłuchania jawność rozprawy została wyłączona. Katarzynie ich zeznania musiały nie być na rękę, bo siedziała na sali bardzo zdenerwowana. Jej złość się spotęgowała, gdy sędzia zaczął odczytywać zeznania jej koleżanki, w których dziewczyna mówiła, że Katarzyna polowała na męża, a ciążą miała zmusić Bartka do małżeństwa.
- Przesadnie dbała o siebie, czuła się lepsza od innych, a jak była mała, to zamiast w dom wolała się bawić w pogrzeb - mówiła podczas przesłuchania Anna Ch. o koleżance.
Waśniewska nie ma już chyba złudzeń, czuje, że zostanie skazana. Nawet w celi przestała mówić o swoich planach po wyjściu z więzienia, jak to robiła do tej pory. Jest też przesadnie miła dla strażniczek i stara się podporządkować sobie współwięźniarki...
Wczoraj sędzia zakończył przewód sądowy. 2 września mowy końcowe wygłoszą obrońca Waśniewskiej i prokurator. Potem sędzia wyda wyrok. Prokurator będzie wnioskował dla oskarżonej o zabicie córeczki o 25 lat więzienia.