W czasie, kiedy nowo wybrany papież przygotowywał się do wyjścia na balkon Bazyliki Świętego Piotra, sekretarz Stanisław Kania dzwonił do Edwarda Gierka. Ówczesny I sekretarz PZPR leżał złożony lumbago, radio i telewizor miał wyłączone. „Rany Boskie!” - wrzasnął dowiedziawszy się od Kani o wyborze Polaka. Potem, na spotkaniu wierchuszki PZPR, miał powiedzieć - „towarzysze, mamy problem”.
Czytaj także: SUPER HISTORIA: 100. urodziny ukochanego Papieża Polaków
Po latach wyszło na jaw, że podobne zdania padały w rozmowach między kardynałami Kościoła katolickiego – elektorami naszego papieża.
Przymierzanie do tronu
Przed i w czasie konklawe rozgrywała się w cieniu Watykanu potężna polityka. Poszczególni hierarchowie dogadywali się, przymierzając do tronu Piotrowego różnych kandydatów. W tle tych układów, na drugim planie, toczyła się polityka kadrowa, mająca na celu nominowanie nowych kardynałów pożądanych przez poszczególne frakcje. Elektorzy wyłaniali się na skutek finezyjnej i powściągliwej, to znów otwartej i ostrej agitacji. Na niezamożne episkopaty Trzeciego Świata episkopaty amerykański i niemiecki wywierały presję finansową.
Tak więc za kulisami majestatycznego przedstawienia, w garderobie posągowego teatru jakim było konklawe, prześwietne eminencje knuły jak mogły, musząc po śmierci Jana Pawła I „zorganizować” nową głowę kościoła.
A Gierek na to „Rany Boskie”
Rok 1978 należał do epoki Breżniewa. Światowe supermocarstwa, Związek Radziecki i USA, pozostawały we względnej równowadze. Polski katolicyzm był ludyczny oraz bogaty w obrzędy. W Watykanie polski Kościół postrzegano jako semper fidelis – zawsze wierny. Polacy przez lata nauczyli się funkcjonować w Kościele i jednocześnie w socjalizmie, spełniając oczekiwania obu stron. Chodzili w niedzielę do kościoła ale i masowo uczestniczyli w niedemokratycznych wyborach do władz. Zmierzali na pasterki i na zebrania partyjne, a „czerwone legitymacje” trzymali w szufladach obok opłatków. W Polsce Ludowej opłaciło się grać na dwa fronty, lokalni notable partyjni służyli więc do mszy, a milicyjni komendanci podtrzymywali proboszczów podczas procesji. I nikt się temu nie dziwił. Zdziwiono się natomiast bardzo, kiedy Polak został papieżem. Wiadomo dzisiaj, że Gierek zareagował na to słowami „rany Boskie!”, Jaroszewicz „Jezus Maria!”, Kania „O mój Boże!”. Natomiast już po ochłonięciu, z ust pierwszego sekretarza PZPR padło słynne zdanie parafrazujące słowa dowódcy misji Apollo 13: „Towarzysze, mamy problem”.
Siri z prawa, Koenig z lewa
Jak to się stało, że papieżem został kardynał Wojtyła z Krakowa? Kościół musiał wybrać, jak pisała watykańska prasa „sternika nawy Piotrowej na nowe czasy”. Szukano kogoś, kto złagodzi kontrast między katolickim konserwatyzmem, a gorącymi głowami reformatorów.
Czytaj także: Ostatnia rozmowa Jana Pawła II z kardynałem Wyszyńskim. UJAWNIONO treść
Kimś na miarę czasów był filozof i poliglota, Karol Wojtyła. W kuluarach konklawe jego nazwisko padało raz po raz, jednak aż do piątej tury to Włosi zbierali najwięcej głosów. Kiedy jednak wymaganych dwóch trzecich nie udało się zgromadzić żadnemu z nich, zaczęto poważnie dyskutować o Wyszyńskim lub Wojtyle w Polski, Suenensie z Belgii i Willebrandsie z Holandii. W pewnym momencie metropolita Genui, kard. Siri, zaliczający się w Kościele do frakcji konserwatywnej, wycofał swoją kandydaturę, sugerując, żeby głosy oddane na niego poszły „na tego Wojtylę”. Wojtyła był z drugiej strony popierany przez głośnego zwolennika soborowego reformowania kościoła, kardynała Koeniga z Austrii.
Wolny od bolszewizmu
Na przebieg konklawe wpływała troska sporej części kardynałów, czy aby reformy podjęte na II Soborze Watykańskim (1962–1965) nie przekroczyły linii bezpiecznej dla Kościoła. Katolicka prawica sprzeciwiała się niedawnej polityce Pawła VI, zmierzającej do utrzymywania dobrych stosunków z władzami z bloku radzieckiego. Wojtyła miał opinię reformatora, ale w granicach rozsądku.
Prymas Wyszyński w czasie pierwszych głosowań najprawdopodobniej nie wystawił kandydatury metropolity krakowskiego. Uważał, jako tradycjonalista, że papieżem powinien być Włoch. Jeszcze tuż przed konklawe tłumaczył kardynałowi Koenigowi, że Wojtyła „jest zbyt młody, nie dość znany i nigdy papieżem nie zostanie”.
Potem coś się zmieniło, bo w swoim „Pro memoria” prymas zanotował, że „gdyby wybór padł na Wojtyłę, ten miałby obowiązek go przyjąć”. Sam siebie Wyszyński wykluczał z kandydowania ze 23względu na wiek. „Papież musi mieć siły do pracy – pisał – a ja przekroczyłem 77 lat”.
Tymczasem Austriak Koenig urabiał kardynałów aby głosowali na Polaka. Biskup Wiednia zachwalał doświadczenie życiowe Wojtyły, styl jego duszpasterstwa, charyzmę i umiejętność budzenia powszechnej sympatii. Uważał, że właśnie takiego papieża potrzebuje Kościół. Nie jest nacjonalistą ani mesjanistą, zapewniał, burząc zakorzeniony jeszcze przed wojną stereotyp Polaka-Katolika. I nie przemyci do Watykanu idei bolszewickich, uspokajał pełnych obaw konserwatystów.
17:15 do Watykanu
Największe szanse na wybór miał Włoch Giovanni Benelli, będący bardziej umiarkowanym reformistą od Polaka. Giuseppe Siri, betonowy antykomunista, też miał dobre notowania. Papieżem mógł też zostać ktoś spoza układu watykańskiego, ale nie z Niemiec, Francji i Ameryki Północnej, bo za takim nie opowiedzieliby się Włosi.
Przed pierwszą turą głosowania kardynałowie dostali kopie wywiadu kardynała Siriego – lektury wstrząsającej dla reformatorów. Kto tak sprytnie ukierunkował boski plan, nie wiadomo. Pierwsze tury pokazały, że żaden z Włochów nie ma przewagi. A spośród nie-Włochów Wojtyła był już kandydatem przemyślanym i do przyjęcia. Poza Koenigiem jego zwolennikami były tak wpływowe osobistości jak watykański sekretarz stanu kard. Jean Villot, czy Amerykanin polskiego pochodzenia kard. John Krol.
W ósmej turze głosowania, 16 października, kardynał Wojtyła zebrał aż 99 na 108 głosów. W swoim biskupim notesie pod datą 16 października 1978 r. zapisał: „Około godz. 17.15 – papież Jan Paweł II”. Niemal w tej samej chwili w katedrze wawelskiej rozkołysał się dzwon Zygmunta.
Lepszy papież w Rzymie niż prymas w Warszawie
Taką złotą myślą błysnął członek KC PZPR Edward Czyrek, chcąc rozładować minorowy nastrój, jaki zapanował w Komitecie Centralnym po wyborze Polaka na papieża. O strachu partyjnych notabli wiadomo ze wspomnień Kazimierza Kąkola, ówczesnego szefa Urzędu do spraw Wyznań.
Skądinąd znany jest także żart, na jaki pozwolił sobie ambasador radziecki we Włoszech w rozmowie z prof. Henrykiem Jabłońskim, szefem delegacji PRL na inaugurację pontyfikatu Wojtyły. „Największym osiągnięciem Polski Ludowej jest to, że dała Kościołowi papieża” - stwierdził Rosjanin naśladując ton przemówień Leonida Breżniewa.
Proroczy sen towarzysza K.
Kiedy kardynał Wojtyła przyjechał do Watykanu na konklawe, kilka godzin przed pierwszym głosowaniem ktoś opowiedział mu, że podobno komunistyczny dygnitarz Kazimierz Kąkol miał sen, że na papieża wybrano Polaka.
Dla PZPR obrót spraw w Watykanie był niemałym szokiem. Premier Piotr Jaroszewicz wpadł w histerię. „Zacieśnia się, towarzysze, wrogi spisek wokół Polski!” - powtarzał gorączkowo, roztaczając wizję współpracy Watykanu z ciemnymi siłami wrogów socjalizmu na świecie.
Przegląd prasy
Następnego dnia po wyborze Wojtyły na papieża pierwszą polską gazetą, która o tym poinformowała była „Trybuna Ludu”. Zrobiła to lakonicznie, na pierwszej stronie, dając pod spodem wywód rzecznika prasowego o Polsce idącej drogą wszechstronnego rozwoju. „Gazeta Współczesna” napisała: „Polski kardynał Karol Wojtyła papieżem Kościoła Rzymskokatolickiego”. „Głos Szczeciński” doniósł po prostu: „Polak – papieżem”. Jednak już kilka dni później taki tytuł by nie przeszedł, ponieważ Jerzy Łukaszewicz, sekretarza KC od propagandy, poinstruował cenzorów by wycinali zdania łączące Wojtyłę z jego narodowością.
Pisano o Wojtyle w tonie przychylnym, ale chłodnym. Choćby tak: „Nowy papież jest średniego wzrostu, silnej budowy ciała. Uśmiecha się, ale ten uśmiech wyraża raczej zrozumienie niż naturalne ciepło”, „ma więcej uczniów niż przyjaciół”, „sportowcy z satysfakcją dowiadują się, że nowy papież, który ma zaledwie 58 lat, jest zapalonym sportowcem i nadal jeździ na nartach”. Potem jednak także informacje o uprawianiu sportu przez papieża były eliminowane, jako niepotrzebnie przysparzające mu sympatii. Tylko w październiku 1978 r. cenzura dokonała 97 ingerencji w polskiej prasie wyznaniowej, przycinając na wszelkie sposoby teksty o papieżu. Usunęła nawet wiersz Słowackiego, bo kończył się frazą: „Pośród niesnasek Pan Bóg uderza w ogromny dzwon. Dla słowiańskiego oto Papieża otwarty tron”.