Auto, niczym wystrzelone z procy, zaryło maską, wbijając się centralnie w latarnię.
- Uderzenie było tak silne, że myślałem, że opel zetnie latarnię albo powali - relacjonuje 35-letni Krzysztof, zawodowy kierowca z Iwicznej.
Przechodnie i kierowcy ruszyli na pomoc uwięzionemu w aucie, nieprzytomnemu mężczyźnie. - Bałam się, że samochód wybuchnie! Mówiłam mężowi, żeby nie biegł do tego samochodu, ale on poleciał pomóc temu kierowcy - opowiada przerażona Krystyna Banasiak (33 l.), która akurat przejeżdżała razem z mężem ul. Puławską.
Świadkowie wypadku nie byli jednak w stanie uwolnić z opla uwięzionego i nieprzytomnego mężczyzny. Piotr F. musiał poczekać na przyjazd straży pożarnej. Dopiero ratownicy za pomocą specjalistycznego sprzętu wycięli drzwi roztrzaskanego auta. To jednak nie pomogło w oswobodzeniu rannego. Musieli rozciąć również dach. Dopiero wtedy byli w stanie wyjąć go z samochodu. Kierowca opla trafił w stanie krytycznym do Szpitala Bielańskiego. Policja bada, co było przyczyną wypadku. Sprawdzana jest wersja, jakoby prowadzonemu przez Piotra F. oplowi zajechał nagle drogę inny samochód. Funkcjonariusze nie wykluczają również, że przyczyną kraksy mogła być nadmierna prędkość i utrata panowania nad kierownicą.