- Im wszystkiego brakuje. Odpowiedniego umundurowania i broni. Nawet jedzenia - mówi, popierając otwarcie generała Waldemara Skrzypczaka (54 l.). I tak jak "zbuntowany" dowódca, o zaniedbania oskarża polityków trzymających pieczę nad wojskiem.
- Mój mąż na własny koszt kupował dodatkowe magazynki, celowniki, gogle antyodłamkowe, a nawet kamizelkę kuloodporną - mówi Natalia Ambrozińska w rozmowie z "Polską". - Sam musiał sobie także kupić kalkulator, który pomagał w przeliczaniu współrzędnych na mapie - tłumaczy kobieta. Jej zdaniem sytuacja jest jeszcze bardziej dramatyczna, a oprócz braków w wyposażeniu zdarza się nawet, że żołnierze głodują na misjach! - Takie są fakty. W głównej bazie w Ghazni nie jest tak źle. Ale tam, gdzie był mój mąż, w bazie Vulcan, jedzenia brakowało. Zawsze się cieszył, gdy mógł pojechać do Ghazni, bo tam mógł się spokojnie najeść - wyjaśnia. Te oskarżenia stoją w jaskrawej sprzeczności z deklaracjami polityków wysyłających Polaków na wojnę.
Okazuje się, że praktyka zakupu wyposażenia na własną rękę wśród wyjeżdżających na zagraniczne misje jest powszechna. - My również dokupywaliśmy ekwipunek. Co prawda przed wyjazdem mąż dostał fundusze z armii na przygotowanie się do wyjazdu, ale wystarczyły one na dobre skarpety i zestaw specjalnej bielizny. Za lżejszy hełm oraz dobrą kamizelkę kuloodporną musiał zapłacić z własnej kieszeni ponad 4 tys. zł - tłumaczy w rozmowie z "Super Expressem" żona jednego z wojskowych przebywających obecnie w Afganistanie. O tym, że żołnierze sami kupują sobie sprzęt, wie też gen. Roman Polko (47 l.), były dowódca GROM. - Niestety, to powszechna praktyka, nie tylko w Afganistanie - mówi z ubolewaniem.
Wczoraj na cmentarzu w Jarocinie odbyło się ostatnie pożegnanie kapitana Daniela Ambrozińskiego. W uroczystościach pogrzebowych brała udział najbliższa rodzina tragicznie zmarłego, jego dowódcy i koledzy z wojska. Obecny był także premier Donald Tusk (52 l.), minister obrony narodowej Bogdan Klich (49 l.), a także szef BBN Aleksander Szczygło (46 l.), który na żałobnej uroczystości reprezentował prezydenta Lecha Kaczyńskiego (60 l.). Kapitan Ambroziński zginął 10 sierpnia w zasadzce talibów w dystrykcie Ajristan w prowincji Ghazni. Został zastrzelony przez snajpera. Zostawił żonę i malutką córeczkę Marysię.