Ewa Błasik twierdzi, że przygotowany przez MAK na temat katastrofy smoleńskiej raport jest tendencyjny i zmanipulowany.
"Hańbią jego pamięć"
- Mój mąż, pierwszy pilot Rzeczpospolitej, przygotowywał mnie, że nić jego życia może zostać przerwana w wyniku katastrofy. Raport MAK traktuję jako haniebną próbę szkalowania jego pamięci. Tezy w nim zawarte są powtórzeniem propagandowego stanowiska władz rosyjskich, sformowanego tuż po katastrofie, gdy nie było żadnych dowodów - mówiła wczoraj w Sejmie wdowa.
Podkreśliła też, że w dostępnym materiale dowodowym nie ma żadnych przesłanek świadczących o fakcie, że generał pił w trakcie lotu czy próbował wpływać na decyzje załogi samolotu. A takie stwierdzenia są nieprawdziwe, w szczególności że oprócz funkcji reprezentacyjnej w Smoleńsku gen. Błasik miał też złożyć hołd swoim zamordowanym przez Rosjan przodkom.
Przeczytaj koniecznie: Rosjanie: Pijany generał Błasik zmusił pilotów do lądowania
- Ten lot miał być dla męża wyjątkowy. Miał tam również wypełnić osobistą misję, przyjąć komunię świętą w intencji dziadka swojej bratowej, żołnierza armii gen. Hallera, zamordowanego w twierdzy twerskiej. Dlatego ten wylot traktował tak podniośle, dlatego osobiście meldował panu prezydentowi o gotowości odlotu i niemożliwe jest, żeby spożywał alkohol! - tłumaczyła wdowa.
Apel do rządu
Żona dowódcy sił powietrznych ma też pretensje do polskiego rządu i domaga się obrony pamięci zmarłego męża. Twierdzi bowiem, że przedstawione w raporcie MAK wnioski oczernią jej męża. - Mój mąż, żołnierz, pilot, całe życie poświęcił służbie ojczyźnie. Był człowiekiem honoru. Dziś próbuje mu się ten honor odebrać na oczach świata. Polski rząd powinien bronić godności polskich oficerów, szczególnie gdy oni sami tego uczynić nie mogą - apelowała w Sejmie.
Alkohol endogenny?
Gen. Andrzej Błasik (+ 48 l.), wbrew opinii Rosjan, wcale nie musiał spożywać alkoholu podczas lotu do Smoleńska. Alkohol o stężeniu 0,6 promila, który rzekomo miał w organizmie, mógł powstać już po jego śmierci.
- Jeśli badanie wykonuje się tuż po rozpoczęciu procesu rozkładu zwłok, to może pojawić się tzw. alkohol endogenny, powstający z glukozy zawartej we krwi. Na ogół przyjmuje się, że stężenie alkoholu endogennego w zwłokach nie powinno być wyższe niż 1 promil. Jeżeli zwłoki znajdowały się w pomieszczeniu o wysokiej temperaturze, a zwłaszcza w mokrym środowisku, to proces ten będzie szybko postępował i pewne zmiany pojawią się już po 24 godzinach od śmierci - twierdzi prof. Karol Śliwka, kierownik Zakładu Medycyny Sądowej UMK w Toruniu, cytowany przez "Rzeczpospolitą".