W poniedziałek 11 czerwca Kazimierz Safiański wybrał się z żoną na grzyby. Państwo Safiańscy dobrze znali okoliczne lasy i nierzadko w czasie grzybobrania oddalali się od siebie, by na koniec spotkać się w umówionym miejscu. Tak miało być i tym razem. Pan Kazimierz przyniósł żonie dorodne podgrzybki i powiedział, że na chwilę wróci raz jeszcze w miejsce, gdzie rośnie ich więcej.
- Po kilku minutach zawołałam Kazia, lecz nie odpowiedział. Zaczęłam go szukać - opowiada pani Bogumiła Safiańska (73 l.).
Kobieta obeszła wszystkie znane im miejsca, ale męża nie znalazła. - Zniknął. Jakby zapadł się pod ziemię, a przecież nie mógł odejść bardzo daleko - tłumaczy pani Bogumiła.
Od chwili zaginięcia nie może przestać myśleć o tym, co stało się z jej mężem. - Możliwe, że Kazik zasłabł i trafił do szpitala. Nie miał przy sobie dokumentów, więc nie wiadomo, kim jest - mówi kobieta i zapewnia, że mimo swoich 82 lat jej mąż był sprawny psychicznie i fizycznie.
O zniknięciu męża natychmiast powiadomiła rodzinę i policję. Od tamtej pory stróże prawa, straż, psy tropiące, a nawet śmigłowiec z kamerą termowizyjną poszukują zaginionego mężczyzny.
Okoliczni mieszkańcy każdego dnia przeszukują las. Nie poddaje się także rodzina pana Kazimierza. Bliscy wieszają plakaty w mieście i rozdają ulotki ze zdjęciem pana Kazimierza.
- Kaziu, jeśli przeczytasz ten tekst, odezwij się do nas. Bardzo cię kochamy - apeluje pani Bogumiła i prosi, aby osoby, które mogły widzieć pana Kazimierza, skontaktowały się z komendą policji w Węgrowie lub najbliższą jednostką policji.