Rafał B. wraz z trzema znajomymi i kuzynem przyjechał do Warszawy z województwa lubelskiego. Mężczyźni wynajęli domek przy ul. Torfowej w Wesołej. Wszyscy pracowali na stołecznych budowach.
Jak ustalili śledczy, w nocy z środy na czwartek mężczyźni pili alkohol. Wtedy nagle wybuchła pomiędzy nimi awantura. Rafał B. pokłócił się ze swoim 40-letnim kolegą. Miał do niego pretensje, że za mało pracuje i że musi wykonywać jego obowiązki.
- Słyszałam tego wieczoru wrzaski. Później wszystko ucichło, a jeden z nich wyszedł - opowiada Alicja Górecka (67 l.), sąsiadka.
Jak się potem okazało, Rafał B. z kanistrem w dłoni poszedł na pobliską stację benzynową. Tam kupił benzynę i wrócił do domu. - Wbiegł do pokoju na piętrze, gdzie spali kuzyn i znajomy, odkręcił kanister i oblał ich głowy benzyną, po czym zanim zdążyli zareagować, podpalił ich - opowiada oficer policji, który zna sprawę.
Rafał B. widząc ogień, natychmiast uciekł z domu. Płomienie błyskawicznie ogarnęły najpierw pościel, a po chwili niewielkie pomieszczenie. 40- i 35-latek nie mieli szans na przeżycie. Dwaj pozostali robotnicy spali na parterze. Prawdopodobnie to uratowało im życie. Wybiegli z płonącego domu przed przyjazdem karetki.
Rafał B. zeznał potem śledczym, że nie miał zamiaru zabić kuzyna, a chciał jedynie zemścić się na koledze.
- Czynności operacyjne doprowadziły policjantów do mieszkania w województwie lubelskim. Tam lokalni policjanci zatrzymali podejrzanego na nasze polecenie i przetransportowali do Warszawy - wyjaśnia mł. insp. Maciej Karczyński ze stołecznej policji.
Wczoraj Rafał B. przyznał się do winy i usłyszał zarzuty. Grozi mu dożywocie.