"Super Express": - Czuje się pan bardziej urzędnikiem, politykiem czy prawnikiem?
Witold Pahl: - Trzy w jednym.
- A czy w przypadku warszawskiej reprywatyzacji mamy do czynienia z mafią pod postacią prawników, urzędników i polityków, jak mówią społecznicy?
- To już powinny ocenić odpowiednie organy.
- Urzędniczka resortu sprawiedliwości Marzena K. zarobiła na odszkodowaniach z Ratusza aż 46 mln zł. Czy naprawdę nikt nie zauważył, że jedna osoba dostaje kolejne przelewy za nie swoje nieruchomości? Nie wzbudziło to wątpliwości?
- Nawet jeśli tak było, to miasto było zobowiązane do kolejnych wypłat, urzędnicy muszą stosować prawo, a przepisy wciąż pozwalają na obrót roszczeniami. Mieliśmy tu do czynienia z co najmniej nadprzedsiębiorczością.
- Ja bym to raczej nazwała cwaniactwem. W jednej ze spraw, w których występowała Marzena K., Ratusz wysłał jednak zawiadomienie do prokuratury. Czyli nie wszystko było czystą przedsiębiorczością.
- W jednej ze spraw mamy podejrzenie, że dokument, na podstawie którego miał nastąpić zwrot, mógł zostać sfałszowany. I mogłoby dojść do niezasadnego uszczuplenia majątku miasta. Dlatego skierowaliśmy to zawiadomienie.
- Grunt przy PKiN i kamienica przy Karowej 14/16 zostały oddane, choć może nie powinny, bo urząd nie sprawdził realizacji umów międzynarodowych. Kilka bloków na Pradze zwrócono pełnomocnikowi kobiety, która od lat nie żyła. Kamienica przy Chmielnej 11 może w ogóle nie należała się osobom, którym ją oddano. Jak to możliwe?!
Zobacz: Jan Śpiewak o REPRYWATYZACJI: Fałszowano dokumenty, by odbierać ludziom domy
- Trudno dziś ocenić, jaka była skala nieprawidłowości przy zwrotach. Skierowaliśmy około 20 zawiadomień do prokuratury, poczekajmy na efekt. Zawsze najsłabszym ogniwem jest czynnik ludzki. Urzędnicy mogli czegoś nie zauważyć, nie sprawdzić, przeoczyć. Wszystkimi kontrowersyjnymi przypadkami zajmą się też wkrótce audytorzy. Oni będą mieli za zadanie wskazać, czy i gdzie zostały naruszone przepisy. Chcemy jak najszybciej dać odpowiedź opinii publicznej, czy mamy do czynienia z nieprawidłowościami, czy tylko z przejawami przedsiębiorczości konkretnych osób.
- I naprawdę wierzy pan, że firmy, którym miasto płaci za pracę, będą chciały wytykać błędy i naruszenie prawa swojemu zleceniodawcy?
- Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Proszę też pamiętać, że od 2013 r. w ratuszu niemal non stop funkcjonowali kontrolerzy CBA. To mogło dawać urzędnikom poczucie rozpięcia antykorupcyjnego parasola nad zwrotami.
- A pan podpisał już jakąkolwiek decyzję zwrotową?
- W ciągu ostatniego miesiąca miasto zwróciło jedną jedyną działkę. To sad z jabłonkami dla ponad 90-letniej, ostatniej żyjącej przedwojennej współwłaścicielki działki.
- Odmów zwrotów jest znacznie więcej.
- Dzięki tzw. małej ustawie reprywatyzacyjnej docelowo zamierzamy odmówić zwrotów w 230 przypadkach: żłobków, przedszkoli, parków, a nawet budynków kancelarii premiera. Na razie podpisanych jest 10 decyzji pozostawiających miastu boiska szkolne, liceum i budynki policji.
- Zanim pan przyszedł do ratusza, zdawał pan sobie sprawę, że skala kontrowersji wokół reprywatyzacji w stolicy jest aż tak wielka?
- Sejm wielokrotnie przymierzał się do rozwiązania problemu reprywatyzacji, ale zawsze na przeszkodzie stały możliwości finansowe budżetu państwa. Dziś doszliśmy do ściany i tylko nowa ustawa reprywatyzacyjna jest w stanie rozwiązać węzeł zawiązany przez towarzysza Bieruta i zakończyć możliwość handlu roszczeniami. Wówczas zażegnamy ten kryzys dekretowy.
- Czy pana zdaniem możliwe jest odzyskanie kamienic, zwróconych niezgodnie z prawem, tak jak to zapowiada Zbigniew Ziobro?
- Gdyby tak było, przyjęlibyśmy to z dużą radością. Miasto odzyskałoby majątek należący do wszystkich mieszkańców Warszawy.
- A jako prawnik wierzy pan w to?
- Jest to możliwe. Jeśli na przykład zostanie stwierdzone, że jakaś kamienica została oddana w następstwie przestępstwa, to można tę decyzję cofnąć.
- Lider stowarzyszenia Miasto Jest Nasze Jan Śpiewak apeluje, by pani prezydent sama cofnęła zwroty tam, gdzie pojawiły się nowe okoliczności lub dokumenty. Co pan na to?
- Prezydent podpisała już zarządzenie, które pozwala burmistrzom dzielnic wstrzymywać te postępowania, w których istnieją przesłanki do powtórnej weryfikacji.
- Wstrzymywać, ale nie cofać już zwrócone. Takie uprawnienia ma mieć za to sejmowa komisja weryfikacyjna zapowiadana przez PiS. Ale pan tę komisję już nazwał inkwizycją.
- .która ma spalić na stosie przeciwników politycznych PiS. Ja naprawdę gotów jestem współpracować nawet z diabłem, żeby sprawy reprywatyzacji uporządkować i wyjaśnić nieprawidłowości. Ale w ramach prawa, zgodnie z Konstytucją. Po zapowiedziach ministrów sprawiedliwości obawiam się, że ta komisja działałaby ponad prawem. Ale poczekajmy na jej powołanie.
- Pan za to powołał w ratuszu pełnomocnika mieszkańców poszkodowanych przez reprywatyzację. To jednocześnie wicedyrektor biura dekretowego. A więc taki urzędnik, co stoi okrakiem między interesem lokatorów a interesem miasta. Jak to pogodzić?
- Nie ma tu sprzeczności. My się przecież nie cieszymy, gdy musimy wydać jakąś nieruchomość, bo to pozbawia miasto kolejnego majątku. Więc zawsze jesteśmy po stronie lokatorów. I zapraszamy do biura tych, którzy potrzebują pomocy lub interwencji.
- Pana rodzina ma roszczenia do warszawskich nieruchomości. Dwa lata temu w jednej ze spraw pełnomocnikiem był mecenas Robert Nowaczyk, brat Marzeny K., który odzyskał już wiele gruntów i budynków w stolicy dla swoich klientów i siebie. Nie będzie tu konfliktu interesów?
- Odsyłam do mojego oświadczenia. (Czytamy w nim: "To są dalecy krewni, z którymi nie utrzymuję kontaktów od kilkudziesięciu lat. W dokumentach dotyczących prowadzonych obecnie spraw ww. osób nie ma nazwiska mec. Nowaczyka. Istnieje jedynie decyzja o odmowie zwrotu nieruchomości z 2014 r. z udziałem wspomnianego mecenasa, czyli z czasu, kiedy nie pracowałem dla m.st. Warszawy. Wszystkie postępowania dot. tych osób są nadzorowane przez innego wiceprezydenta, aby uniknąć ewentualnego konfliktu interesów" ).