Polski bramkarz Dundee United był świadkiem kolejnej tragedii na piłkarskich boiskach. Pomocnik Motherwell Phil O'Donnell ( 35 l.) zasłabł w czasie meczu i chwilę później zmarł.
Dramat rozpoczął się w 78. minucie spotkania (Motherwell wygrał z Dundee 5:3). O'Donnell schodził z boiska, ale zanim doszło do zmiany, nieprzytomny padł na murawę.
- Przewrócił się i od razu widać było, że coś jest nie tak - opowiada Szamotulski. - Szybko podbiegli lekarze i coś tam przy nim robili z 5 minut, a kiedy znosili go z boiska, kibice nagle zaczęli bić brawo. Wtedy poczułem ulgę, pomyślałem, że chyba wszystko jest OK - dodaje smutno "Szamo".
Mimo natychmiastowej pomocy kapitana Motherwell nie udało się uratować. Prawdopodobną przyczyną śmierci był atak serca.
- Jeszcze po meczu nie wiedzieliśmy, co się stało. O tym, że umarł, usłyszałem dopiero, gdy wróciłem do domu. Byłem w szoku - nie ukrywa Szamotulski. - Po czymś takim u człowieka włącza się myślenie: jest życie i nagle go nie ma. Co za lipa! Ja faceta bliżej nie poznałem, ale kumple z drużyny mówili mi, że to był super gość. Wszyscy go lubili i szanowali.
O'Donnell był wychowankiem Motherwell, później grał m.in. w Celticu Glasgow, zaliczył też jeden występ w reprezentacji Szkocji. Na międzynarodowej arenie debiutował w wieku zaledwie 19 lat w spotkaniu z... GKS Katowice (Puchar Zdobywców Pucharów). 3 lata temu nosił się z zamiarem zakończenia kariery, ale skusiła go oferta z Motherwell. Osierocił czwórkę dzieci.