Masakra - inaczej nie da się nazwać koszmarnego wypadku, który wydarzył się wczoraj rano na drodze pod Częstochową. Tylko nieliczni, jak Marek Nowak (34 l.) z Koniecpola, wyszli z tej masakry bez szwanku. Ten koszmarny dzień będzie go prześladował do końca życia...
Piekło w autobusie
Jak zwykle jechał autobusem z Częstochowy do domu i ukochanej rodziny. Nagle z sennej monotonii wyrwał go ogłuszający huk. W okamgnieniu bezpieczne z pozoru wnętrze autobusu zamieniło się w piekło. Na oczach przerażonego męż- czyzny zwijające się ze straszliwą prędkością fragmenty blachy miażdżyły wyjących z bólu pasażerów. Widział też, jak krzyczący z przerażenia ludzie wylatują ze swoich foteli, wypadają przez szyby.
Kiedy mężczyzna opowiadał nam o tym, co przeżył, cały czas trzęsącymi się rękami przecierał pełne przerażenia oczy. - Widziałem, jak siedzący przede mną pasażera wylatuje przez okno... - głos dorosłego mężczyzny więźnie mu w gardle. Przecież wystarczyłoby, by usiadł na innym siedzeniu, a nie byłoby go dziś wśród żywych.
Wielu z pasażerów pechowego autobusu drogę z Częstochowy do Koniecpola znało jak własną kieszeń - co dnia jeździli nią do pracy i z powrotem. Byli też tacy jak Pelagia B. (61 l.), która jechała akurat w odwiedziny do matki.
Pełen ludzi autobus wjechał w wąski zakręt - przeklęty punkt, w którym życie straciło już wiele osób. I wtedy na drodze pojawiła się jadąca z naprzeciwka wielka ciężarówka.
Nie było ratunku
Oba giganty weszły w zakręt w tym samym momencie i oba za szeroko. Za późno już było na hamowanie, na odbicie w bok - pojazdy wpadły na siebie z przerażającą siłą.
3 ludzi zginęło zmiażdżonych przez fragmenty karoserii - Stefan K. (77 l.), Pelagia B. (61 l.) oraz Henryk S. (50 l.). Rannych zostało 11 osób, w tym większość ciężko. Strażacy musieli odciąć nogę jednego z pasażerów, żeby wyciągnąć go ze zmiażdżonego wraku.
Sprawą masakry pod Częstochową zajęła się już tamtejsza policja, która ustali, kto powinien odpowiedzieć za tę niewyobrażalną tragedię.