Ratownik z powołania, profesjonalista, a przy tym serdeczny i miły. Gdy jechał pomagać ofiarom wypadków, zawsze dawał z siebie wszystko. I nawet w najgorszych scenariuszach nikt nie mógł przewidzieć, że on sam zginie na drodze, a na pomoc dla niego będzie za późno. Józef J. jechał do pracy na nocny dyżur. Te kilkanaście kilometrów trasy znał doskonale. Był już blisko celu, kiedy niedaleko Brodowa doszło do tragedii. Zderzył się z ciężarówką. Jego auto tir zmiażdżył, zmiótł z drogi. - Kierowca mitsubishi poniósł śmierć na miejscu - mówi krótko Maciej Święcichowski z zespołu prasowego wielkopolskiej policji. Przyczyny wypadku badają teraz śledczy.
- Jutek, bo tak do niego mówiliśmy, był niesamowitą osobą. Nie tylko ratował innych, on był prawdziwym aniołem - mówią o Józefie J. znajomi.
ZOBACZ: Pijany pirat staranował dwa auta