Do tragedii doszło w czwartek z samego rana. Zbigniew Ptaszyński przyjechał do firmy, w której pracuje i powiedział szefowi, że „zrobił coś strasznego” i… odjechał autem. Szef nie czekał długo, tylko od razu zawiadomił policję. Mundurowi w domu mężczyzny odkryli przerażającą prawdę. W kałuży krwi nieżywy leżał 14-letni Mikołaj, pasierb Zbigniewa Ptaszyńskiego. Miał roztrzaskaną głowę. – Nie możemy pojąć, co tam się wydarzyło. To była normalna rodzina, żadna patologia. Zbyszek traktował Mikołaja jak swoje własne dziecko, wychowywał go przecież od małego – mówią mieszkańcy Gogolewa, którzy zastanawiają się, co mogło się wydarzyć w domu.
Wszyscy, którzy wiedzą gdzie przebywa mężczyzna lub widziały samochód, którym może się poruszać, proszeni są o kontakt pod numerem alarmowym 112.
- Dla osoby, która przyczyni się do ustalenia miejsca pobytu mężczyzny przewidziana jest nagroda pieniężna – mówi Monika Curyk.