Kiedy 13 lat temu Michał wybierał się na rowerową wycieczkę, nikt nie mógł przewidzieć, że skończy się ona dla chłopaka tak tragicznie. - Synowi dosłownie odpadła kierownica, gdy zjeżdżał z górki - opowiada Czesław Szymanowicz (65 l.). Chłopak, choć spadł na głowę, przeżył, ale od tamtej pory jest niepełnosprawny.
Przeczytaj koniecznie: Wrocław: Zabrakło mu na wino, chciał się zabić
Mimo swojego inwalidztwa Michał lgnie do ludzi. Najprzyjemniejsza forma zajęć to dla Michała kontakt z innymi niepełnosprawnymi na warsztatach zajęciowych. Wtedy nie tylko uczy się, maluje, tańczy, ale przede wszystkim... nie siedzi samotnie w swoim pokoju.
- Jeździłem na warsztaty terapii zajęciowej do Poznania, ale od dwóch lat nie mam na nie czym dojeżdżać - żali się chłopak, dla którego siedzenie w domu to największa katorga. Dzień po dniu Michał zamykał się w sobie. Chłopak zgłaszał się do różnych organizacji po pomoc, ale nikt nie wyciągnął do niego ręki. W końcu nie wytrzymał i rzucił się z okna swojego pokoju. - Przeżyłem, ale ja wciąż szukam przyjaciół i zwykłej ludzkiej miłości - kończy.