Kobieta zaczęła cierpieć w sobotę. Jej córki kilkanaście razy próbowały wezwać karetkę, ale były zbywane. Postanowiły spróbować pojechać taksówką, ale znajomy kierowca ocenił stan kobiety i stwierdził, że nie powinien jej przewozić samochodem osobowym. Wówczas zwrócono się do miejskiej radnej Renaty Garsztki. Jak relacjonowała radna: - Sama tam zadzwoniłam i powiedziałam, że dzwonię w sprawie tej pani i proszę o pomoc. Powiedziałam o jej problemach. Dyspozytor odpowiedział, że co chwilę ktoś do niego z tym dzwoni i że sami mamy ją zawieźć na pogotowie. Kiedy powiedziałam, że nie mamy czym, wtedy usłyszałam, że nie jestem członkiem rodziny pacjentki, więc nie mam prawa dzwonić w jej imieniu. I rzucił słuchawką! (...) Zadzwoniłam drugi raz i przedstawiłam się już jako radna. Poprosiłam o nazwiska i identyfikatory osób, z którymi rozmawiałam. Wytłumaczyłam już innej osobie, o co chodzi. Powiedziałam, że jeśli kobieta umrze, to będzie za to odpowiedzialna. W końcu wysłała karetkę, ale jeszcze wspomniała, że kto wie, czy nie będzie potrzebna gdzie indziej.
Kobieta trafiła do szpitala w niedzielne popołudnie. Tam wykonano jej badania, choć według córek nie powzięto żadnych kroków, aby uratować ich matkę. Zmarła ona w poniedziałek rano, w trakcie wizyty córek. W ich opinii nie doszłoby do tej tragedii, gdyby karetka przyjechała wcześniej.
Jak poinformował tvn24.pl nie wiadomo, co dokładnie było przyczyną zgonu, gdyż najbliżsi odmówili sekcji zwłok. Nie wykluczają teraz złożenia skargi na dyspozytora do prokuratury. Wszystkie nieprawidłowości związane z tą sprawą chce zweryfikować wojewoda wielkopolski. Pod Wielkopolski Urząd Wojewódzki podlegają dwie dyspozytornie - w Poznaniu i Kaliszu. Teraz pracownicy tej drugiej będą sprawdzani, czy mogli w tej sytuacji zachować się inaczej. Na wyniki wewnętrznej kontroli trzeba będzie trochę poczekać.
Zobacz także: Pożar w Warszawie. Przy budynku MSZ zapłonęło auto. Ewakuowano 300 osób