- Był jakiś huk, potem poczułem smród paliwa, myślałem że to koniec świata - opowiada Jan Gała (66 l.), obok którego, dosłownie w odległości pięciu metrów, samolot zawisł na drzewie. - Na szczęście nikt nie zginął.
Natychmiast wezwał policję. Błyskawicznie na miejsce przyjechali strażacy, uwolnili pilota i zabrali go do szpitala. Już wiadomo, że poza drobnymi potłuczeniami nic mu się nie stało. Gdyby wylądował na pobliskim budynku, mogło dojść do tragedii.