Biorąc pod uwagę fakt, że kibole raczej nie zjeżdżają do Warszawy na podobne manifestacje w celach pokojowych, bolesny finał swojej pracy młody reporter mógł przewidzieć. Ale dzielnie postanowił wypełnić dziennikarski obowiązek.
Syn znanego radiowca, Zbigniewa Chajzera, chciał pokazać widzom Dzień Dobry TVN, jak wygląda Marsz Niepodległości. Zatrzymał się z mikrofonem na trasie pochodu. Niestety wybrał niefortunne miejsce. Otóż, wygląda na to, że reporter stanął na drodze grupie kiboli, która chciała zakłócić manifestację. Szalikowcom najwyraźniej towarzystwo Chajzera się nie spodobało. Nagle okrążyli dziennikarza a ten nie miał szans się obronić. Do zamieszania wokół reportera dołączają kolejni kibole. Robi się naprawdę gorąco i niebezpiecznie. Chajzer próbuje uciec rozwścieczonej grupie.
Na filmiku widać skutki tego, jak napastnicy potraktowali reportera TVN - ma rozkrwawiony nos.
Filip Chajzer to nie jedyny pracownik mediów, który ucierpiał podczas zamieszek. Pobity został też operator kamery z TVP. Mężczyznę skopano a kamerę doszczętnie zniszczono.
Mariusz Sokołowski rzecznik Komendanta Głównego Policji tłumaczył w rozmowie z tvn24.pl, że pracownik TVP wyszedl poza specjalnie przygotowane dla dziennikarzy tzw. bezpieczne wyspy. Wtedy został zaatakowany. Wygląda na to, że dziennikarz TVN też chciał być jeszcze bliżej centrum wydarzeń, narażając się na - jak się okazało - realne niebezpieczeństwo.
Zamieszki w Warszawie zaczęły się przed godz. 16. Chuligani wyszli przed czoło narodowego Marszu Niepodległości. Chwilę później w strone policji poleciały race i petardy. Ta odpowiedziała gumowymi kulami i gazem łzawiącym.
Po 40-minutowej przerwie ok. 20-tysięczny pochód ruszył dalej, już spokojnie, pod pomnik Dmowskiego przy pl. na Rozdrożu.