- Zapadł wyrok, jakiego oczekiwaliśmy - mówi Jerzy Sajchta, prokurator rejonowy w Szczecinku. Jest zadowolony, bo tym razem sąd potraktował oprawców Grzegorza Milczarka tak, jak na to zasłużyli. Za pierwszym razem skazał ich bowiem na wyroki w zawieszeniu, kuriozalnie tłumacząc, że posłanie za kraty strażników miejskich może być dla nich niebezpieczne z uwagi na możliwość... brutalnego ich traktowania przez innych więźniów!
Pewnie sprawa potoczyłaby się inaczej, gdyby interwencji strażników przed szczecineckim ratuszem z października 2014 roku nie nagrał telefonem komórkowym kolega Grzegorza Milczarka. Na nagraniu widać, jak strażnicy zaciągnęli chłopaka do radiowozu tylko dlatego, że nie miał przy sobie dokumentów. Tam kazali mu coś podpisać, a gdy odmówił, wlepili mu kilka silnych ciosów, a potem potraktowali gazem po oczach. Bił Grzegorz F., a dwaj pozostali strażnicy - Tymoteusz B. i Łukasz P., widząc, co się dzieje, nie reagowali. Mało tego - pozwolili, żeby drzwi radiowozu się zamknęły i żeby cała trójka z przerażonym 22-latkiem w środku odjechała. Ostatecznie po jakimś czasie porzucili chłopaka przed szpitalną izbą przyjęć...
Nagranie przedstawiające te brutalne sceny było kluczowym dowodem w sprawie. I przesądziło o surowości kar. Wczoraj Grzegorz F. został skazany na 3 lata więzienia i 5 tys. zł zadośćuczynienia, zaś Tymoteusz B. i Łukasz P. na rok i 8 miesięcy więzienia oraz po 3 tys. zł zadośćuczynienia. Żaden z nich nie może też przez 5 lat pracować w służbach mundurowych.
Obrońcy byłych już strażników byli zaskoczeni takim obrotem sprawy. Uznali, że wyrok jest za surowy. - Będziemy się odwoływać - stwierdził jeden z nich.