Gdy pijany zasnął w zaspie śniegu, sygnał GPS wysłany z zamocowanej na nodze bransoletki zaalarmował odpowiednie służby. Gdyby jej nie miał, niechybnie by zamarzł.
Janusz W. był dwukrotnie przyłapywany przez policję za jazdę pod wpływem alkoholu na rowerze. Za pierwszym razem, gdy wydmuchał w alkomat blisko półtora promila, sąd wymierzył mu karę pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Nie minął jednak rok, a mężczyzna znów wsiadł na rower po kielichu. Tym razem wskaźnik alkomatu zatrzymał się na liczbie 2,66 promila. Sąd nie mógł już być tak łaskawy dla recydywisty i musiał wymierzyć karę bardziej dotkliwą. Mężczyzna miał jednak fart, bo tam gdzie mieszka, działa już system dozoru elektronicznego. Dostał więc karę aresztu domowego. Jedyną niedogodnością było to, że przez 24 godziny na dobę musiał mieć na nodze specjalną bransoletkę, a z domu mógł wychodzić tylko o określonych godzinach. Kiedy więc jednego z ostatnich mroźnych dni nie wrócił do domu, system natychmiast zaalarmował odpowiednie służby. Janusz W. został odnaleziony, gdy nietrzeźwy spał smacznie w zaspie śniegu. Mocno wychłodzony trafił do szpitala. Na szczęście jego życiu nic już nie grozi.
Więzienna obroża
Skazany ma zakładaną na nogę bransoletkę z zamontowanymi modułami GPS i GSM. Dzięki wysyłanym sygnałom wiadomo, gdzie w danej chwili przebywa. Poza domem może przebywać tylko w określonych godzinach. Jeżeli złamie tę zasadę, system dozoru elektronicznego natychmiast to rejestruje. Alarm wszczynany jest także wtedy, gdy skazany próbuje sam ściągnąć elektroniczne kajdanki. W obu przypadkach sprawa trafia do sądu, który może zamienić karę aresztu domowego na więzienie.
tak go znaleźli
Więzienna bransoletka działa jak GPS. Wysyła sygnał o tym, czy skazany znajduje się na terenie na którym powinien przebywać. Jeśli wyjdzie poza ten obszar, alarmowana jest służba więzienna