Morderca Dagmary (+4 l.) i Wiktora (+7 l.) został aresztowany na trzy miesiące w miniony piątek. Jego przyjazd do Aresztu Śledczego w Łodzi przy ulicy Smutnej wywołał niemałe poruszenie wśród innych osadzonych. Tego, co mówili pod jego adresem, nie da się cytować. Strażnicy więzienni mieli nie lada orzech do zgryzienia, bo musieli umieścić go w celi z innymi osadzonymi, którzy teoretycznie przynajmniej krzywdy Januszowi T. nie powinni zrobić.
Przeczytaj koniecznie: Łódź: Ojciec zaplanował zabójstwo swoich dzieci wcześniej
W celi śledzi go kamera
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że mężczyzna przebywa w celi czteroosobowej. Jego współlokatorzy to mężczyźni, którzy mają na koncie przestępstwa najmniejszego kalibru - prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu, zaleganie z alimentami.
Nad bezpieczeństwem Janusza T. czuwa zamontowana w celi kamera. - Policjant, nawet były, to w strukturze więziennej pozycja najniższa - mówi Tomasz Pająk (46 l.), rzecznik prasowy aresztu. - Gdy do tego dodamy zarzut dzieciobójstwa, ta pozycja jeszcze się obniża. Dlatego męż-czyzna jest monitorowany przez 24 godziny na dobę - dodaje.
Czeka na badania
Na spacery wychodzi tylko w towarzystwie swoich współwięźniów. Z innymi osadzonymi nie może mieć kontaktu, bo wtedy mogłoby dojść do najgorszego.
Janusz T. udusił swoje dzieci, by - jak twierdził - zemścić się na żonie, z którą jest w trakcie rozwodu. Wkrótce zostanie poddany badaniom psychiatrycznym. Pozwolą one ocenić, czy w chwili zdarzenia był poczytalny. Jeżeli tak, grozi mu dożywocie.