Historia świata wypełniona jest przykładami rozmaitych bydlaków, którzy byli nieludzcy wobec ludzi za to mieli wyjątkowo słabość wobec psów, koni czy ptaszków. Herman Goering wprost uwielbiał przyrodę i ponoć ocalił populację żubra zagrożoną działaniami wojennymi. Hitler rozpieszczał swoją kochaną suczkę Blondie. Rzymski cesarz Kaligula według przekazu historyka Swetoniusza był wyjątkową kreaturą, ale swego konia tak szanował, że zrobił go konsulem.
Nie to, żebym był jakimś nieczułym zwolennikiem męczenia zwierząt. Nie należy znęcać się nad nikim, a z reguły troska o zwierzęta jest jak najbardziej należyta. Przynajmniej dopóki nie przyjmuje charakteru histerii, a z czymś takim mamy ostatnio regularnie do czynienia. I jeszcze z czymś innym, z odrzuceniem pewnej ważnej zasady, którą wyraził ojciec Józef Maria Bocheński „bądź umiarkowanie solidarny ze swoją grupą”. Inaczej mówiąc „bliższa koszula ciału”. Troszczmy się o zwierzęta, ale po pierwsze troszczmy się o ludzi, bo nimi jesteśmy.
I choć wielu obrońców zwierząt się obruszy, to uważam, że po pierwsze trzeba ścigać takich ludzi jak para z Gdańska, którzy krzywdzą innych ludzi, a po drugie dopiero karać mandatem chłopa, który psa trzyma na łańcuchu. A poza tym, choćby ktoś i codziennie dokarmiał gołębie w parku, przygarnął psa inwalidę i zbierał na schronisko dla kotów dachowców to jak będzie podły wobec ludzi reszta nie będzie miała większego znaczenia.