Artur W. przyznał się przyznał się do winy. Powiedział, że to on zabił Wiktorię z Krapkowic, która zaginęła w marcu tego roku. Sąd zdecydował o aresztowaniu 17-latka, bo obawiał się, że przebywając na wolności podejrzany mógłby mataczyć. Chodziło o to, aby chłopak nie miał możliwości zatarcia śladów oraz by nie wpływał on na zeznania świadków. - Mimo, że podejrzany się przyznał, to w tej sprawie, jest jeszcze sporo wątków do wyjaśnienia - powiedziała Ewa Kosowska-Korniak, rzecznik Sądu Okręgowego w Opolu. Teraz na jaw wychodzą nowe fakty. Przyjaciółka rodziny zabitej Wiktorii wspomina, że chłopak, który przyznał się do zabicia dziewczyny, brał udział w poszukiwaniach – Choć miał zakrytą twarz, od razu go poznałam. W sobotę, dokładnie tydzień po zaginięciu Wiktorii, zorganizowane były poszukiwania. I on brał w nich udział! – powiedziała w rozmowie z Faktem Anna Kamińska, przyjaciółka rodziny Cichockich. - Miał wtedy na sobie dokładnie tę samą bluzę, co w dniu zatrzymania. Poznałam ją po charakterystycznych elementach, takich jakby płomieniach, na kapturze. Był w mojej grupie, która przeszukiwała rejon leśnego skrótu prowadzącego do Krapkowic. Mówił wtedy, że trzeba przeszukać opuszczone domy w Gogolinie. Tak jakby chciał zmylić trop - dodała kobieta.
Przypomnijmy, Wiktoria Cichocka była poszukiwana przez dziesięć dni od chwili zaginięcia. Jej ciało znaleziono 18 marca w przepompowni ścieków w Krapkowicach, kilkaset metrów od bloku, w którym mieszkała. Jeszcze nie ustalono, co było bezpośrednią przyczyną śmierci dziewczyny. Została zlecona kolejna ekspertyza. Sprawą zajmował się również detektyw Krzysztof Rutkowski, którego zdaniem za śmierć dziewczyny mógł odpowiadać ktoś, kto ją znał.