Do tego przerażającego wypadku doszło w niedzielę po godz. 20 w Wilkowie. Rodzice Kuby przyjechali tam wybrać pieniądze z bankomatu. Robili tak wiele razy. Nie mogli się spodziewać, że tym razem coś złego się stanie.
Kiedy pani Justyna poszła po gotówkę, tata z synem zostali na kładce prowadzącej do budynku. Z obu stron przejście zabezpieczone jest metalowymi barierkami. Do jednej z nich podłączono reklamę banku. To właśnie stąd przyszło zagrożenie. Gdy maszyna liczyła pieniądze, kobieta usłyszała przeraźliwy krzyk chłopca.
- Nogi ugięły się pode mną - opowiada. - Wciąż to widzę. Kubuś wrzeszczał z bólu, a mąż próbował odciągnąć go od barierki.
Pan Michał również jest w szoku. - Rączka zacisnęła mu się na barierce. Przez chwilę nie mogłem go wyswobodzić, czułem, jak mnie również kopie prąd!
Na miejscu pojawili się policjanci i pogotowie. Przybyli również pracownicy pogotowia energetycznego, którzy odłączyli prąd zasilający tablicę oświetleniową.
- Oszacowali, iż w chwili zdarzenia przez barierkę mógł przepływać prąd o napięciu 110 V - opowiada Edyta Żur z policji w Opolu Lubelskim. Opolscy policjanci prowadzą postępowanie w tej sprawie.
- Sprawdzamy, czy chłopiec mógł zostać narażony na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Dyrektor banku zadzwonił do rodziców. - Bardzo nas przepraszał - opowiada matka.
Chłopiec trafił do szpitala. Na szczęście nic poważnego mu się nie stało i lada chwila wróci do domu.