To miały być najzwyklejsze odwiedziny u babci. Mama i jej synek weszli do windy w wieżowcu na jednym z chrzanowskich osiedli. Mieli jechać na piąte piętro, ale gdy minęli czwarty poziom - ciszę rozdarł przerażający krzyk Piotrusia. Okazało się, że podczas jazdy malec przyklęknął i rękaw kurtki chłopca został wciągnięty do szczeliny przy progu windy, a zaraz za nim w szparę dostała się rączka dziecka. Winda automatycznie się zatrzymała.
- Nie wiedziałam co robić - relacjonuje mama chłopca. - Myślałam, że może uda mi się wyciągnąć rączkę, ale to nie było możliwe. Bałam się, że jeszcze bardziej ją uszkodzę.
Pani Sylwia wykręciła więc numer pogotowia, ale nawet ratownicy nie dawali rady i do akcji musieli wkroczyć strażacy. - Krzyczałam, by zobaczyli piętro niżej, czy kapie krew... Cały czas błagałam, by uratowali rękę mojemu synkowi.
W końcu ratownicy wybili szybę w drzwiach windy, potem zdemontowali kawałek blaszanej osłony dźwigu osobowego. Ręka Piotrusia nadal jednak była uwięziona pomiędzy szybem i windą. Dopiero gdy strażacy z boku wsunęli metalowy drąg i odgięli kabinę - udało się wyciągnąć rączkę Piotrusia. Cała akcja oswobodzenia chłopca i jego mamy trwała pół godziny.
Chłopczyk z opresji wyszedł bez żadnego złamania. Rączka jest jedynie opuchnięta i otarta, i została zabezpieczona przez lekarzy specjalną szyną. - Te windy są bardzo niebezpieczne. Trzeba coś zrobić, by uniknąć kolejnych nieszczęść - apeluje teraz pani Sylwia.