Dwunastopiętrowy wieżowiec spółdzielni "Czyn" ma osiem klatek, ale windy są tylko dwie i obie zamontowane w centralnej części budynku. Do tego zatrzymują się tylko na parterze, szóstym, dziewiątym i dwunastym piętrze. A to oznacza, że lokator na przykład z czwartego piętra i ósmej klatki jedzie windą na szóste piętro, potem idzie długim korytarzem do swojej klatki i schodzi dwa piętra, by znaleźć się przed drzwiami swojego mieszkania. Skomplikowane? Mieszkańcy tego dziwacznego bloku już się do tego przyzwyczaili i nawet nie wściekają się, że tracą po kilkanaście minut dziennie na spacery po plątaninie korytarzy. Wkurza ich za to spółdzielnia, która wpadła na pomysł, by wszyscy mieszkańcy płacili po 5 złotych miesięcznie za użytkowanie windy. Ten obowiązek dotyczy nawet tych z pierwszego piętra, gdzie winda nie dociera.
- Mieszkam na pierwszym piętrze i chodzę po schodach. Tym bardziej nie rozumiem, dlaczego muszę płacić za windę, mimo że w ogóle z niej nie korzystam - mówi Krystyna Majerska (63 l.). Zdaniem Mieczysława Wiśniewskiego (54 l.), wiceprezesa "Czynu", opłaty za windę są uzasadnione. - Windy są wspólną częścią nieruchomości, tak samo jak klatki czy piwnice, dlatego koszty eksploatacyjne muszą pokrywać wszyscy mieszkańcy wieżowca - wyjaśnia Wiśniewski. Mieszkańcy muszą więc płacić podatek od czyjejś głupoty.