Tragedia zaczęła się wczesnym rankiem, gdy wszyscy w kamienicy jeszcze spali. Dlatego płomienie i gęsty dym zostały tak późno zauważone. Lokatorzy mieszkania na II piętrze kamienicy zbudzili się dopiero, gdy języki ognia zaczęły lizać ich twarze. Na ucieczkę przez drzwi było za późno. Ściana ognia odgradzała Ewelinę K. i Damiana J. od drzwi. Ich znajomy Marek A. już nie żył, a jedyną drogą ucieczki było okno. Okno znajdujące się 9 metrów nad dziedzińcem kamienicy!
- Nie mieliśmy wyboru. Tylko uciekać przez okno i liczyć na czyjąś pomoc - mówi Damian J.
Kiedy Ewelina i Damian desperacko trzymali się parapetu okna, na miejscu zjawili się strażacy. Czasu już nie było wiele. Żar parzył ręce dwojga ludzi, dym nie pozwalał oddychać. Na ratunek po drabinie ruszył strażak Sławomir Mroczek (27 l.).
- Byłem w połowie drogi, gdzieś na wysokości pierwszego piętra, wtedy ten mężczyzna odpadł od parapetu. Zleciał prosto na mnie. Próbowałem się zaprzeć na drabinie, żeby go utrzymać, ale nie dałem rady i obaj spadliśmy - opowiada dramatyczne przeżycia bohaterski strażak.
Sławomir Mroczek doznał po upadku pęknięcia nogi i ręki, ma zwichnięte palce. Nieco lepiej z upadku wyszedł Damian J., ale także jest poobijany. To jednak nie był koniec koszmaru. Kiedy w chwilę później kolejny strażak szedł po ciągle zwisającą z okna kobietę, ta również runęła w dół. Na szczęście strażak znowu był na miejscu - Ewelina K. spadła na niego, co zamortyzowało jej upadek. Także ona znalazła się w szpitalu. Znacznie mniej szczęścia miał Marek A, który poniósł straszną śmierć w płomieniach.