To była chwila grozy. Na skrzyżowaniu ulic Siennej i Żelaznej, na świeżo odmalowanym przejściu dla pieszych, biały dostawczy fiat najechał i zmiażdżył koło młodzieżowego roweru. Chłopiec spadł z jednośladu, a opona samochodu najechała mu na łydkę. Chwilę później karetka zabrała Patryka do szpitala. A z roweru sterczały połamane szprychy i wygięte koło.
Kierowca ducato Norbert M. bronił się, że to chłopiec wjechał w bok auta z przesyłkami. Ale policjanci nie uwierzyli mu, bo nie doszukali się śladów świeżych zadrapań na pojeździe. By rozwiać wszelkie wątpliwości, samochód obejrzą jeszcze specjaliści.
Patryk W. wyszedł z domu, aby pojeździć na ulubionym rowerze. Chłopiec nie mógł się doczekać, kiedy znów wskoczy na swojego stalowego rumaka. Dzień wcześniej w tym samym szpitalu lekarze zdjęli mu gips z ręki i znów mógł mocno trzymać kierownicę. Teraz nie dość, że ma rękę w gipsie, to jeszcze utyka. Po spotkaniu z dostawczym autem Patryk ma stłuczone biodro i otarcia na łydce.
- Chłopiec miał dużo szczęścia, że wszystko działo się przy niewielkiej prędkości. Według relacji świadka, kierowca dopiero ruszał i być może nie zauważył dziecka na rowerze - mówią policjanci. Aż strach myśleć, do jakiej tragedii mogłoby dojść, gdyby auto jechało nieco szybciej.