"GW" pisze, że do wykroczeń drogowych z udziałem Serafina doszło 20 stycznia w Sieradzu. Policjanci z drogówki zatrzymali go, bo w terenie zabudowanym zamiast 50 km/h jechał 111. Serafin, który siedział za kierownicą samochodu, zasłonił się unijnymi dokumentami ważnymi do 2015 roku, po czym ruszył dalej w trasę.
Gdy policjanci wszczęli postępowanie o ukaranie polityka (taka jest procedura obowiązuje w przypadku ochrony przez immunitet) szybko okazało się, że Serafin nie jest europarlamentarzystą, a dodatkowo od trzech lat nie ma prawa zasiadać za kierownicą. Policja prowadzi już postępowanie w tej sprawie.
Jak sam Serafin komentuje całe zajście? - Cała sprawa to pomyłka - przekonuje dziennikarzy gazety. Wyjasnia, że wcale nie mówił policjantom, że jest posłem do PE, ale że zasiada w Komitecie Społeczno-Ekonomicznym UE i należy mu się immunitet. Były poseł przyznał także, że trzy lata temu przekroczył dopuszczalną liczbę punktów karnych i odebrano mu prawo jazdy. "Członkom Komitetu Społeczno-Ekonomicznego UE rzeczywiście przysługuje immunitet, ale tylko "w czasie wykonywania funkcji i w podróży do i z miejsca obrad" - pisze GAZETA WYBORCZA.