Władysław Serafin został zatrzymany przez policję w styczniu za przekroczenie prędkości. Według relacji policjantów, auto którym kierował, jechało z prędkością 111 km/godz. (limit wynosił 50 km/h). Serafin miał pokazać legitymację z unijnymi pieczęciami ważną do 2015 r. Potem okazało sie, że immunitet chroni Serafina jedynie w drodze do Brukseli (a tak nie było w tym przypadku), a dodatkowo nie ma on od trzech lat prawa jazdy.
Polityk zdecydowanie broni swego zachowania. - W Sieradzu doszło do nieprawdopodobnej pomyłki albo celowej prowokacji politycznej - powiedział w rozmowie z TVN24 Serafin. - Policjant mnie pouczył, a ja kontynuowałem jazdę - wyjaśnia. - Jeżeli zdaniem policjanta nie miałem prawa siąść za kierownicą, to powinien zażądać odholowania samochodu lub tego, by kierowca siedzący obok przesiadł się - usprawiedliwia się poseł.
Serafin zdradził w rozmowie ze stacją, że ponowny egzamin nie sprawił mu większych trudności - Dla mnie nie ma rzeczy trudnych. Skoncentrowałem się na znakach drogowych, na kierownicy i kierunkowskazach. Tylko raz zapomniałem włączyć kierunkowskazu - powiedział.
Przypomnijmy także, że PULS BIZNESU napisał niedawno, że Serafin wykorzystywał dotacje z budżety na spłatę prywatnych kredytów. Polityk miał także ostatecznie oddać w piątek legitymacje członkowską PSL-u, jednak tego nie zrobił, bo jak powiedział w rozmowie z RADIEM KATOWICE "złe opinie członków tego ugrupowania na jego temat są bezzasadne".
Czytaj więcej: Władysław SERAFIN ma KŁOPOTY. Jechał samochodem BEZ PRAWA JAZDY