Policjanci mówią, że cała akcja wyglądała jak z gangsterskiego filmu. 39-latek przyjechał swoim Volkswagenem Transporterem do znajomych. Po kilku minutach usłyszał, że ktoś odpalił silnik w jego aucie. Natychmiast wybiegł z domu na ulicę, ale złodziej ruszył z piskiem opon.
Właściciel niewiele myśląc rzucił się w pogoń za samochodem… na piechotę. Wtedy zobaczył go inny kierowca. Otworzył drzwi i razem zaczęli ścigać złodzieja. Ten w końcu spanikował.
- Volkswagen przejechał przez centrum miasta i umknął w jedną z bocznych ulic - tłumaczy w "Dzienniku Wschodnim" Ireneusz Stromidło, rzecznik tomaszowskiej policji. - Tam złodziej porzucił auto i uciekł.
39-latek odzyskał samochód. Volkswagen miał jedynie uszkodzone drzwi i stacyjkę. Nadal trwają poszukiwania przestraszonego rabusia.