W nocy z 16 na 17 stycznia nienarodzone bliźniaki państwa Szydłowskich były ostatni raz badane aparatem USG. Wyniki tego i poprzedniego badania są jednym z kluczowych dowodów w śledztwie. Dlatego prokurator nakazał zabezpieczyć całą dokumentację medyczną dzieci i ich matki. Niestety ktoś ubiegł śledczych i ważne dokumenty po prostu znikneły!
ZDJĘCIA: Pogrzeb bliźniaków z Włocławka. Aniołki są już w niebie
Jak dowiedziała się "Gazeta Wyborcza" wyniki badań mogły zostać zniszczone. Kontrolerzy z kujawsko-pomorskiego NFZ odkryli, że ktoś skasował historię badań z 16 i 17 stycznia z pamięci obu aparatów USG dostępnych na oddziale.
- Potwierdzam, że dokonaliśmy tego typu ustaleń i natychmiast zawiadomiliśmy prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa - mówi gazecie Jan Raszeja z NFZ. Według informacji "Wyborczej" śledczy zabezpieczyli już urządzenia. Teraz sprawdzają, kto mógł zniszczyć dokumentację i na czyje polecenie.
Co robił ordynator, kiedy umierały bliźniaki?
Śledczy próbują też ustalić, gdzie tragicznej nocy między 19.45 a 3.10 przebywał ordynator oddziału połozniczego. Rozpatrywane są dwie hipotezy. Najbardziej prawdopodobne jest, że spał w swoim gabinecie. Mógł być zmęczony, bo na dyżur przyjechał prosto po pracy w innym szpitalu.
Jest też drugi możliwy scenariusz.Lekarz mógł wrócić do domu, a do szpitala przyjechał dopiero, kiedy okazało się, że bliźniaki nie żyją. Jak dowiedziała się "Wyborcza", prokuratorzy chcą sprawdzić zapis z trzech kamer na terenie szpitala, a nawet miejsce logowania jego telefonów komórkowych.