– Wydaje mi się, że studia prawnicze i aplikacje są na przyzwoitym poziomie. Do prokuratury trafiają więc chyba ludzie mniej więcej tak samo przygotowani jak dawniej. Pytanie jednak, czy wprowadzanie ich do zawodu, opieka i pomoc ze strony bardziej doświadczonych kolegów, system ciągłych i koniecznych szkoleń działają jak należy - podkreślał Cimoszewicz.
- Nadzór, organizacja pracy, właściwy podział obowiązków i obciążeń, warunki pracy - to wszystko decyduje o ostatecznym wyniku. I wreszcie rzecz chyba najważniejsza. Zrozumienie swojej roli w państwie i odpowiedzialności wobec społeczeństwa. W każdej służbie publicznej konieczna jest silna motywacja do działania zgodnego z misją tej służby. Jeśli jednak partyjniactwo lub prywata zakłócają reguły gry, to wszystko się sypie - uważa.
Na pytanie dotyczące tego, skąd tak wiele błędów w sprawie Amber Gold, Cimoszewicz odpowiedział: "Jak dotąd nie mamy podstaw do twierdzenia, że było to coś więcej niż brak kompetencji i zrzucanie z siebie obowiązków. Czasami prokuratorzy latami obsesyjnie prześladują kogoś ewidentnie niewinnego, czasami są niewytłumaczalnie wyrozumiali. W tym przypadku rzeczywiście trudno znaleźć jakieś wiarygodne wytłumaczenie całej serii decyzji i zachowań korzystnych dla notorycznego oszusta".
Były premier uważa również, że należy wyjaśnić sprawę nadmiernej łagodności wyroków dla Marcina P. - To trzeba spróbować wyjaśnić. Nie jestem jednak pewien, czy to się uda. Zdarzały się przypadki, gdy można było odnieść wrażenie, że prokuratura zamiata pod dywan brudy. Także własne. Chociażby w sprawie śmierci Barbary Blidy - powiedział Cimoszewicz.