Wobec śmierci jesteśmy bezsilni

2009-04-10 7:00

- Chociaż jestem lekarzem i ministrem zdrowia, nie mogłam pomóc mojemu umierającemu na raka tacie - wyznaje "Super Expressowi" Ewa Kopacz.

Kiedy zostawałam lekarzem, myślałam naiwnie, że będę mogła ochronić rodziców przed chorobami, że przedłużę im życie. Myliłam się. Musiałam bezradnie patrzeć, jak umiera mój ukochany tata i wtedy docierało do mnie, jak niedoskonała jest medycyna. W jak wielu przypadkach musi się poddać - mówi "Super Expressowi" Ewa Kopacz (53 l.), minister zdrowia. Jej ukochany tata umarł trzy tygodnie temu po ciężkiej chorobie.

Mieczysław Lis jeszcze pół roku temu był okazem zdrowia. Uśmiechnięty, wyprostowany jak struna. Większość ludzi była zaskoczona, kiedy mówił, że ma już 77 lat. Nawet kiedy kładł się do szpitala, był w świetnej formie. Ale diagnoza nie pozostawiała złudzeń - rak płuc.

- Wiedza nie zawsze pomaga - mówi Ewa Kopacz. - Pewnie gdybym nie była lekarzem, po usłyszeniu diagnozy zostawiłabym sobie w sercu trochę nadziei. Niestety, wiedziałam co to za choroba i że dla taty medycyna nic nie może zrobić, że nie ma dla niego ratunku. Czy dzięki temu było mi łatwiej? Chyba nie. Patrzyłam, jak gaśnie i bardzo dręczyła mnie moja bezsilność. Jestem lekarzem, ministrem zdrowia i nic nie mogę zrobić. Wobec pewnych rzeczy jesteśmy po prostu bezradni.

Warszawa, 13 marca. Na Powązkach tłumy żegnają prof. Zbigniewa Religę (†71 l.). Wśród żałobników jest Ewa Kopacz (53 l.). Nieodparcie jej myśli krążą wciąż wokół własnego ojca. Tata jest w tym samym szpitalu i na tym samym oddziale, gdzie jeszcze niedawno leczono profesora.

- Z tatą było coraz gorzej - wspomina pani minister. - On też dobrze wiedział, że zbliża się koniec. Pewnie dlatego poprosił mnie, żebym przeniosła go do Radomia, chciał być bliżej rodzinnego domu - opowiada.

Ewa Kopacz spełniła prośbę ojca, ale z tego powodu rzadziej mogła go odwiedzać. Kiedy leżał w Warszawie spędzała przy nim każdą wolną chwilę, bywało, że po kilka razy dziennie. Ale do Radomia nie mogła już tak często jeździć. To dlatego nie była z tatą, gdy odchodził. Mieczysław Lis umarł około ósmej wieczorem. Ewa Kopacz głosowała w tym czasie w Sejmie. W ostatnim momencie życia był przy nim jej brat, Wojtek. - Opowiadał mi, że pół godziny przed śmiercią tata patrzył uparcie na drzwi. Czekał na mnie... Wiem to… - minister zawiesza głos.

Chociaż bardzo przeżyła śmierć taty, nie dawała tego po sobie poznać. Do ministerstwa wróciła już na trzeci dzień po pogrzebie. Ratownicy medyczni szykowali protest. Negocjowała z nimi pół dnia, rzuciła się w wir pracy. Dzień później czekały ją spotkania z dyrektorami szpitali, wspólna konferencja z premierem, wywiady, praca nad ustawami. Do późnego wieczora, od rana do dziesiątej, do jedenastej w nocy. Bez przerwy na obiad, kanapkę. - Tak lepiej. Praca pozwala mi oderwać myśli od wspomnień. Zresztą życie polega na tym, by iść naprzód. Powtarzam to sobie. Czasem brakuje jednak sił, wiary, życie traci sens... - mówi.

Mieczysław Lis przez całe życie pracował w Radoskórze. Był frezerem. Kiedy Ewa Kopacz została ministrem, powiedział jej krótko: "Teraz ci już nie pomogę, nie znam się na tym". Ale bardzo przeżywał, kiedy widział, jak ją atakowano, np. podczas próby odwołania z ministerstwa. - Chyba nawet bardziej było mu przykro niż mnie - mówi Ewa Kopacz. W trudnych chwilach mogła spojrzeć na jego zdjęcie w komórce. Teraz też ma takie. Zrobiła je, kiedy tata leżał na intensywnej terapii.

- Jakim go zapamiętała? Jako nadzwyczajnie spokojnego człowieka - opowiada. - Tata miał ule. Ogromną pasiekę w Wólce Skaryszewskiej. Chodził przy nich bez tego kapelusza z siatką, nie bał się. Któregoś razu byłam z nim w pasiece i zaatakowały mnie pszczoły. Wplątały mi się we włosy. Wrzeszczałam jak opętana, machałam rękoma. A ojciec jakby nic się nie stało, wziął mnie spokojnie za rękę i wyprowadził z pasieki. Zawsze był taki opanowany. Nie krytykował nikogo, zawsze wszystkich starał się usprawiedliwiać ludzi. Próbuję uczyć tego moją Kasię (córkę - przyp. red.). Tata był bardzo uczuciowy. W święta zawsze płakał podczas składania życzeń. A ja razem z nim. Teraz będę płakać już bez niego...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki