W Afganistanie Wojtek służył pół roku. Każdego dnia rodzice drżeli o jego życie. Pod koniec października wreszcie go ujrzeli i odetchnęli. Wtedy nie myśleli, że polskie Tatry okażą się groźniejsze niż wojna. A Wojtek znał je świetnie. Był ratownikiem GOPR-u.
- Urodził się żołnierzem, od małego kochał też góry - opowiada o synu Jan Rola (60 l.). Wojtek miał niezłomny charakter i krok po kroku realizował swoje plany. Został zawodowym żołnierzem. Najpierw służył w Toruniu, a potem w VI Brygadzie Powietrznodesantowej w Krakowie. Miał dziewczynę i plany na przyszłość. Gdy w październiku wrócił z Afganistanu, chciał na chwilę pojechać w góry, by odświeżyć wiedzę o szlakach, które bardzo dobrze znał. I nadarzyła się okazja. Przed Wigilią pojechał do Krakowa. Miał załatwić formalności w jednostce. Powiedział rodzicom, że potem skoczy w góry z kolegą i wróci do domu. Lawina porwała go w okolicy Świnicy. Wojtek leżał pod śniegiem 40 minut, zanim odnaleźli go ratownicy. Zmarł w szpitalu w Zakopanem. Miał dla rodziców przygotowaną niespodziankę. Przy wigilijnym stole chciał im powiedzieć, że dostał się do szkoły oficerskiej jako jeden z trzech najlepszych żołnierzy. Nie zdążył.