Godz. 11.00. Europoseł, który dostał się do Brukseli z list Prawa i Sprawiedliwości, wychodzi ze swojego domu w Rawie Mazowieckiej (woj. łódzkie). Kieruje się w stronę centrum miasta, nerwowo oglądając się za siebie. Zatrzymuje się dopiero przy budce telefonicznej. Wykręca numer, rozmawia z kimś ściszonym głosem i rusza w dalszą drogę. Spod biura poselskiego zabiera go samochód z kierowcą.
Dlaczego były prezes NIK tak strasznie boi się rozmawiać przez komórkę? Może dlatego, że ostatnio zrobiło się bardzo głośno podsłuchach. Ujawnienie zapisu rozmów telefonicznych biznesmena Ryszarda Sobiesiaka (55 l.) ze Zbigniewem Chlebowskim (45 l.) spowodowało polityczne trzęsienie w rządzie i serię dymisji. Europoseł Wojciechowski wychodzi z założenia, że ostrożności nigdy za wiele. - Muszę się liczyć z tym, że każda rozmowa może być podsłuchiwana. Ale nie boję się. Prowadzę normalne rozmowy - zapewnia w rozmowie z "SE" Wojciechowski