Godz. 16.40. Aleje Ujazdowskie. Pod warszawskie biuro Platformy Obywatelskiej podjeżdża służ- bowa limuzyna z wojewodą Jackiem Kozłowskim. Kierowca dostrzega jedno wolne miejsce do parkowania - kopertę wydzielającą miejsce parkingowe dla niepełnosprawnych. Urzędnik bez wahania nakazuje swojemu szoferowi zatrzymać tam auto. Sam wychodzi z samochodu i szybkim krokiem zmierza do bramy kamienicy. Znika w niej na dwie godziny. Okazuje się, że pędzi na naradę z innymi stołecznymi politykami PO.
W tym czasie szofer wygodnie rozsiada się w fotelu i oddaje się lekturze gazety. Nawet przez myśl mu nie przeszło, by przestawić auto. Nawet wtedy, kiedy obok limuzyny zwolniło się miejsce parkingowe! - Za takie wykroczenie płaci się 500 zł mandatu - mówi nam Wojciech Pasieczny (53 l.) z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji. Ale nie o pieniądze i mandaty tu chodzi, tylko o zwykłą ludzką przyzwoitość. A tej najwyraźniej politykowi PO zabrakło.
Według Wojciecha Pasiecznego, kara w wysokości 500 zł za takie wykroczenie powoduje, że kierowcy znacznie rzadziej aniżeli w poprzednich latach parkują w miejscach dla niepełnosprawnych. Wojewoda Jacek Kozłowski do tej grupy na pewno się nie zalicza!